Ćwiara minęła AD 1987!
Kiedy Kolega Magister Tarkus publikował swoją recenzję „Actually“ na naszym portalu, było to swego rodzaju wydarzenie. Artrock był jeszcze wtedy zdaje się Caladanem i do tego portalem bardzo prog-rockowym, a pisanie o podobnych bezeceństwach większości tu zatrudnionych nawet przez myśl nie przechodziło. Dlatego autor musiał się dość mocno z tego tłumaczyć. Co prawda zrobił to po swojemu, czyli: „Nie podoba się? To paszoł won”. A teraz - kolega Strzyżu zrobił cykl o disco, a ja wcześniej o piosence francuskiej, kolega Kamil pasjonuje się jakimiś bardzo dziwnymi dźwiękami i o nich też pisze, a kolega Mieszko nie pisze w zasadzie nic, bo ma obstrukcję twórczą. W zasadzie tylko kolega Danielak trzyma się dawnej linii programowej, zgodnej z nazwą portalu. Oj, przez te ostatnie siedem lat przebyliśmy długą i krętą drogę, cud, że w jakimś rowie nie skończyliśmy (ale jeszcze nic straconego!).
Na razie dość kombatanckich wspomnień i wróćmy jednak do „Actually“. Początkowo nie miałem zamiaru o nim pisać, bo Tarkus zrobił to zupełnie dobrze, a nie ma co mnożyć bytów ponad konieczność. ale Ćwiara bez „Actually“ to jak... Ćwiara bez „Actually“. Do tego jest to płyta dla mnie dosyć ważna. Tak jak kiedyś napisałem przy okazji recenzji „Please“ - dopiero przy „Actually“ nawróciłem się na Pet Shop Boys. A dokonały tego w zasadzie trzy piosenki z tej płyty. Przede wszystkim „It Couldn’t Happen Here“ (skomponowana do spółki z Ennio Morriconem) i „King’s Cross“, oraz „Rent“ - „I love You, You pay my rent“ - lekko cyniczny, lekko melancholijny numer o zawiłościach stosunków międzyludzkich. Za to „It’s A Sin“ nigdy nie było utworem, który specjalnie bym lubił. Dla mnie w ogóle mogłoby go tu nie być. Chyba dlatego, że radio go skutecznie zamordowało.
„One More Chance“, podobnie jak „Two Divided by Zero“ debiut, startuje cały album z kopyta (i to chyba konia mechanicznego, bo w tle słychać odpalanie silnika samochodowego). Bo to nie jest krążek z muzyka kontemplacyjną, tylko rozrywkową. Słuchacz ma się gibać wesoło, a nie przysypiać. Ale co do wesołego gibania - to panowie z PSB zawsze mieli skłonność do pisania mało rozrywkowych tekstów. To dziwne w przypadku takiej grupy - poważni rockmani często, gęsto piszą o takich pierdułach, że zęby bolą, a „disco-muły“ poruszają naprawdę poważne tematy. Tak jak i debiut, „Actually“ również naszpikowana była hitami i potencjalnymi hitami, jak sernik mojej mamy bakaliami - czyli do oporu. Było cztery single i każdy w Wielkiej Brytanii zawędrował przynajmniej do pierwszej dziesiątki, a dwa to nawet na sam szczyt - czyli kolejny wielki sukces. I to bardzo zasłużony. Jednak dwa najlepsze utwory to właśnie te dwie ballady, kończące poszczególne strony winylowego wydania - „It Couldn’t...“ pierwszą, „King’s Cross“ - drugą. W porównaniu z debiutem, „Actually” pod każdym względem jest płytą bardziej – lepsza muzyka, większy rozmach, lepsze aranżacje, zaproszeni gości. Jeżeli „Please” było znakomitą płytą z muzyką popową, do tańca, to „Actually” jest czymś więcej. Oczywiście to jest też pop, ale to dzieło wzorcowe, wyważone pod każdym względem i naprawdę dla wszystkich. Zwykły słuchacz, taki co tylko radio i nic więcej, spokojnie się na tym pożywi, ale również i osobnik dużo bardziej wymagający też to zaakceptuje. Iluż ja znałem i znam wyznawców dużo poważniejszej muzyki, nawet fanów metalu, którzy na hasło Pet Shop Boys, kiwają z uznaniem głowami – począwszy od redaktorów Beksińskiego i Rogowieckiego, a skończywszy Koledze Redaktorze Magistrze Tarkusie. Bo Chłopaki z Zoologicznego są po prostu dobrzy. A przynajmniej do niedawna byli.
Tak się pewnie niektórzy czytelnicy zastanawiają, czy może redaktor Kapała nieco nazbyt szczodrze szafuje słowami typu „klasyka”, „wzorzec” (zapomniałem o „arcydzieło”, ale jeszcze będzie). No ale szanowni Państwo – znajdźcie mi pięć lepszych płyt z muzyką rozrywkową, popową nagranych od tamtego czasu. Może być problem. „Actually” to arcydzieło i już.