Kiedy tak patrzę na stan polskiego progresu AD. 2005, to oczom nie wierzę. Quidam nagrywa świetny album, Lizard chyba jeszcze lepszy, wracając do genialnej 'Galerii Czasu', S.B.B. udowadnia, że ma się doskonale, Satellite potwierdza formę nowym albumem i DVD, Indukti świetnie debiutuje... ale to nie oni są na ustach całego świata. To nie z nich możemy być w tym roku szczególnie dumni. To nie oni zbierają więcej pochlebnych recenzji niż nowy Marillion. Proszę państwa, Riverside.
Otwieram pewnego razu 'ProgArchives' i wchodzę na stronę o Riverside. Kilka dni po premierze 'Second Life Syndrome' i 98 rekomendacji, w tym ok. 20 recenzji. Większość to pięć gwiazdek, a album zyskuje łączną notę 4.47 (zawrotną jak na ProgArchives). Wywiady ukazują się we wszystkich gazetach i większych portalach, Inside Out już liczy zyski i cieszy się z tak cennego nabytku, jakim jest Riverside. Świat oszalał. Wystarczy przywołać kilka opini:
'This band is a sensation! What a stunning album!'
'Essential: a masterpiece of progressive music'
Opinie te wcale nie są przesadzone. Ja wiedziałem, że tak będzie już po 'Out Of Myself', które to jest naprawdę majstersztykiem. Jeśli ktoś jeszcze nie sięgnął po tą płytę, lub najnowszą 'Second Life Syndrome', to niech to szybciutko nadrobi. Riverside prezentuje się zjawiskowo. Nigdy bym nie powiedział, że czegoś im brakuje do poziomu zachodnich produkcji. Świetne brzmienie i warsztat instrumentalny to nie wszystko. Panowie przede wszystkim wytworzyli na albumie niesamowity klimat. Spokój, mądrość, głębokie emocje. Oczywiście największe wrażenie robi śpiewak Mariusz Duda. Nienaganny angielski, ciepły głos, dawkowanie uczuciami. Reszta zespołu nie pozostaje w tle. Każdy ma tu swoje 5 minut.
Najbardziej podoba mi się złożoność albumu - ciężkie utwory ('Artificial Smile', 'Volta-Face') przeplatają się z balladami, te z kolei z kawałkami nawiązującymi do debiutu (choćby świetny instrumental, 'Reality Dream III'). Weźmy singlowy 'Conceiving You' - fantasyczna melodia i harmonia, wyciszające pianino, tylko gitary akustycznej brakuje (mankament albumu). Oczywiście Riverside nagrywając dwa kilkunastominutowe długaski musiało się liczyć z tym, że nie każdego one porwą. O nudzie jednak mowy nie ma, zespół zadbał o zmiany tempa, wyciszenia, nagłe wejścia. Trudno jest się do czego przyczepić. Czekam z niecierpliwością na to, co pokaża na 'trójeczce'' (syndrom trzeciego albumu?) no i liczę na ogólnoeuropejską trasę u boku chociażby Pain Of Salvation. Myślę, że przyszłość stoi przed Riverside otworem. Z takimi albumami jak 'Second Life Syndrome' nie mają się czego wstydzić