Dwójce, jak to zwykle bywa z "drugimi albumami", następcami dobrych pozycji, było niewątpliwie trudniej. Cover Single I postawiło poprzeczkę bardzo wysoko. A do tego pojawił się debiutancki album Blackfield, który pokazał, że Wilson zwykłe piosenki, zwrotka-refren-zwrotka, pisać potrafi. Teraz samo "akustyczne" odśpiewanie jednego ze swoich ulubionych utworów nie wystarczy, by kogokolwiek zwalić na kolana. A to właśnie Wilson zrobił z "The Days Before You Came". Już lepiej wypada dopełniająca singiel, w imię młodej tradycji, nowa piosenka "Please Come Home". Przyjemna, ale zbudowana w doskonale już znany sposób, z wyłaniającymi się przy kolejnych wersach instrumentami. Jest ładna melodia, natychmiast wpadającą w ucho, jednak dosyć oczywista, dodatkowo powtórzona później przez gitarę. Po tylu przesłuchaniach, ilu doświadczyło "Moment I Lost" (z "jedynki"), chyba bym tę płytkę połamał (a szkoda, bo złota).
Odnoszę wrażenie, że, w przeciwieństwie do Cover Single I, dwójka powstawała szybko - w środku blackfieldowo-porcupinowego zamieszania koncertowo-płytowego, a jej wydanie nie wynikało już z wewnętrznej potrzeby (nagrania wreszcie kilku prostych piosenek), ale raczej chęci podtrzymania cyklu przy życiu. Nie ma mowy o porażce, ale także o czymkolwiek szczególnie udanym. Jak dotąd 1:1. Zobaczymy, co się będzie działo dalej.