1. Open Mind 3:50/ 2. Blackfield 4:06/ 3. Glow 4:00/ 4.Scars 3:57/ 5. Lullaby 3:29/ 6. Pain 3:47/ 7. Summer 4:12/ 8. Cloudy Now 3:34/ 9. The Hole in Me 2:47/ 10. Hello 3:09
Całkowity czas: 36:57
skład:
Steven Wilson – g, b, voc/ Aviv Geffen – key, g, voc on Pain and The Hole in Me/ The Illusion Quartet/ Gavin Harrison – dr/ Chris Maitland – dr/ Yermi Kaplan – dr
Ocena:
8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
21.10.2004
(Recenzent)
Blackfield — Blackfield
Wydarzyła się rzecz zadziwiająca. Odważyłbym się użyć określenia bezprecedensowa, gdyby nie moja stosunkowo krótka obecność w środowisku
wielbicieli tzw. art-rocka.
I nie mam na myśli tego, że pomimo wyolbrzymionych oczekiwań wobec Stevena
Wilsona - żyjącej legendy, przez wielu wielbionej, przez innych wręcz
znienawidzonej - człowiek ten znów, w mojej ocenie, sprostał wyzwaniu. Wraz z
izraelskim przjacielem Avivem Geffenem nagrał rewelacyjną, obrzydliwie przystępną i nieprzyzwoicie melodyjną poprockową płytę. Nie to jest zadziwiające - w
końcu od połowy lat 90. podobna stylistyka była coraz lepiej słyszalnym
elementem muzyki Porcupine Tree (co ostatecznie wyszło jej na dobre). Z
kolei w twórczości no-man od zawsze miała swoje znaczące, niekiedy decydujące
miejsce. Dla uważnych obserwatorów było jasne, że wydanie takiej płyty jak
Blackfield to tylko kwestia czasu.
Cudownym niemalże wydaje mi się fakt, że (przede wszystkim polskie) środowisko
okołoprogresywne tak bardzo się tą płytą zachwyciło. Najpiękniejszy na płycie,
tytułowy "Blackfield" okupuje szczyt Listy Przebojów Trójki. Nie jest to fakt
szczególnie szokujący, biorąc pod uwagę dzisiejszy jej charakter. Ale nie zdziwiłbym się, gdyby już za kilka miesięcy
podobnie nazwany album zajął jedno z czołowych miejsc w corocznym plebiscie NMP [ostatecznie zajął drugie - przyp. ex].
O zgrozo! Nieartrockowy (jakkolwiek co nieco z art-rocka czerpiący) krążek, składający się z czysto radiowych, zwrotkowo-refrenowych piosenek,
pozbawiony choć jednej przyzwoitej solówki, ma zdobyć jeden z ostatnich bastionów rocka progresywnego?!
Do broniiii!!!
Here's a song from an open mind
I give it to you because I can
Wydaje się więc - i jest to wspaniała wiadomość - że kolejny już raz, Wilson,
bożyszcze ludów, poszerza muzyczne horyzonty swoich fanów. Uczył nas słuchać
przystępnych melodii ubranych w dance'owo-triphopowy pop. Cierpliwie próbował,
nie bez sukcesu, pokazać, jak docenić urok ambientowej, pozornie odpychającej
krainy i jak pokonać niechęć, którą początkowo wywołuje jego kosmiczny jazz. Wreszcie, jak docenić szlachetne piękno metalowych riffów, a nawet
growlingu. Teraz, z niezwykłą lekkością, pod niewinną maską współczesnego obrońcy ambitnej muzyki, niczym koń trojański zaszczepił w sercach setek wrażliwców
miłość do prostej, z założenia łatwej, ale nie pozbawionej głębi i artystycznego
wymiaru muzyki. I ten ostatni wyczyn, o masowym zasięgu, wydaje mi się jednym z
najbardziej znaczących sukcesów w jego dotychczasowej karierze pedagoga.