1. For the Music (3:35) 2. After All (3:03) 3. Garden of Sin (3:18) 4. Under My Skin (3:19) 5. Over & Over (3:16) 6. Falling (4:14) 7. White Nights (3:22) 8. Summer's Gone (3:04) 9. It's So Hard (3:07)
Całkowity czas: 30:18
skład:
Aviv Geffen - producer, lyricist, composer, instrumentalist
Steven Wilson - guitar, vocals
Ocena:
1 Beznadziejny album, nie da się go
nawet wysłuchać.
08.12.2020
(Gość)
Blackfield — For The Music
Chyba każdy oczekujący na nową płytę Blackfield zadawał sobie to samo pytanie - czy duet Wilson-Geffen nagra jeszcze kiedyś album tak dobry jak debiut lub II. Niestety, ocena widoczna nad tekstem udziela jednoznacznej odpowiedzi.
Blackfield to projekt pop-rockowy - a takie twory bronią się tylko i wyłącznie dobrymi piosenkami. Na For the Music nie ma ani jednej. Fakt ten mógłby być powodem do obaw w kwestii nadchodzącego THE FUTURE BITES Wilsona, ale... wkład Stevena w nowy album Blackfield ogranicza się do gitary oraz wokalu - i to tylko w trzech utworach. Za produkcję, teksty, kompozycje, oraz większość instrumentów odpowiada druga połowa duetu - Aviv Geffen. I niestety w każdym z owych aspektów słychać to aż za dobrze.
Na tej płycie nie ma na czym zawiesić ucha. W utworze tytułowym jedyna część zapadająca w pamięć to kiczowate "uuu", a o Falling i White Nights po dwóch odsłuchach nie jestem w stanie powiedzieć nawet słowa. After All, Garden of Sin i Over & Over można wrzucić do jednego wora - nieudolnych prób powrotu do klimatu pierwszych albumów duetu. Szczególnie w pierwszym z nich wyraźnie słychać próbę nagrania nowego 1,000 People. Tragicznie wypada też wokal Geffena. Under My Skin z kolei zabija okropny miks (słyszalny zresztą na całej płycie). Najprzyjemniejszym utworem jest tu singlowy Summer's Gone, choć do klimatu Blackfield dalej być mu nie mogło. Już bliżej do Coldplay. To zdecydowanie najlepszy numer na płycie, choć w takim otoczeniu nie jest o to zbyt trudno. Przyzwoicie wypada też It's So Hard, ale tekst i wokal wołają o pomstę do nieba.
I... to już wszystko! Żadnej naprawdę solidnej, wpadającej w ucho melodii, żadnej chwytającej za serce piosenki, nic! Nawet na najsłabszych płytach Blackfield zawsze dało się znaleźć choć jeden utwór przypominający o czasach świetności. Na trzeciej było przecież wyciskające łzy DNA, a na "czwórce" choćby urocze X-Ray. Tutaj nie warto nawet szukać.
Panowie - właśnie Dla Muzyki proponuję dać sobie spokój z Blackfield na dłużej.