Powstała na gruzach Unitopii australijska formacja Southern Empire powróciła po pięcioletniej przerwie, we wrześniu ubiegłego roku, z trzecim albumem. W grupie zaszła od tego czasu jedna, aczkolwiek dość istotna, zmiana. Wokalistę Danny’ego Lopresto, śpiewającego na Southern Empire i Civilisation, zastąpił Shaun Holton. Nie zmienił się natomiast charakterystyczny motyw graficzny (kula, bądź okrąg) zdobiący ich, pełne kolorów, okładki.
Mam wrażenie, że troszkę nie zauważono u nas tej płyty w ubiegłym roku, przynajmniej ja nie dostrzegłem lawiny jego polskojęzycznych recenzji w głównych muzycznych portalach. A szkoda, bo Southern Empire nagrało kolejny, bardzo udany album. I nie przeszkodziła panom zmiana głównego wokalisty, która moim zdaniem wyszła nawet zespołowi na dobre. Przede wszystkim, nieco odświeżyła spojrzenie na ich styl i brzmienie, bowiem Holton ma głos bardziej pasujący do hard rocka i stylistyki, którą określa się jako AOR. I przez to niektóre kompozycje w tę stronę zmierzają.
Generalnie jednak grupa pozostała przy swojej muzycznej szufladzie – granym z rozmachem progresywnym roku o lekko symfonicznym zabarwieniu. Przy muzyce, która powinna się absolutnie spodobać fanom dobrych kompozycji Transatlantic, czy The Neal Morse Band. Gdzieś kiedyś wyczytałem w promocyjnych tekstach, że inspiracją dla muzyków Southern Empire jest także amerykański Dream Theater a ja za bardzo tego nie słyszałem, pisząc to nawet w jednej z recenzji. Otóż na Another World to słychać. Kilka utworów ma naprawdę mocno progmetalowe riffy, a najlepiej to chyba widać w White Shadows.
Co jest siłą tej płyty? Po prostu dobre kompozycje i po raz kolejny świetne melodie. Nie dotyczy to niestety całego albumu, bo moim zdaniem wszystko, co tu najfajniejsze, znajduje się w pierwszej części płyty (Reaching Out, Face the Dawn, Hold On to Me, When You Return), z drugiej strony, prawie 20-minutową suitę White Shadows (taki „długas” to już standardowy element ich krążków), trudno potępiać, niemniej momentami wydaje się już dłużyć. No ale rozpoczęty iście „Yesowo” i potem bardzo energetyczny Reaching Out, czy Face The Down, z ładnym harmonicznym refrenem i saksofonowym solo o jazzowym posmaku, albo AOR-owy Hold On to Me, znów z piękną melodyką, bądź wreszcie nieco popowy, funkowo bujający When You Return wynagradzają te niedostatki.