Jako cichy wielbiciel australijskiej Unitopii, która niestety już trzy lata temu przeszła do historii, nie mogłem nie zauważyć debiutu tej formacji. Dlaczego? Bo Southern Empire powstało niejako na gruzach Unitopii. Przypomnę, że po rozpadzie grupy pierwszy zmobilizował się Mark Trueack, który wraz z byłymi muzykami zespołu Mattem Williamsem, Davem Hopgoodem, Timem Irrgangiem i Ianem Ritchiem stworzył projekt United Progressive Fraternity. Owocem ich pracy był debiutancki album zatytułowany Fall In Love With The World. Tego debiutu pozazdrościł kolegom najwyraźniej inny multiinstrumentalista Uniitopii Sean Timms, który powołał do życia Southern Empire, angażując do składu wokalistę Danny’ego Lopresto, gitarzystę Cama Bloklanda, basistę Jeza Martina i perkusistę Brody’ego Greena. Panowie wspólnie nagrali debiutancki krążek nazwany po prostu Southern Empire, na którym, co ciekawe, wśród takich sławnych gości jak Steve Unruh i Adam Page znalazł się… były muzyk Unitopii i obecny United Progressive Fraternity Tim Irrgang… Cóż, nie wiem jakie były kulisy rozpadu formacji, ale ponoć panowie Trueack i Timms podzielili się utworami demo przygotowanymi na nowy album Unitopii, a sam Trueack chciałby nawet pracować ponownie z Timmsem, ale ten nie jest do tegoż za bardzo skory. W tym kontekście warto wyłuskać taki oto smaczek polegający na tym, iż klikając na dawny adres oficjalnej strony Unitopii zostajemy przekierowani na stronę… Southern Empire.
Dobra, tyle plotek i półsłówek. Czas na muzykę. Muzykę naprawdę bardzo udaną, po którą spokojnie mogą sięgać dawni fani Unitopii. Nie jest to oczywiście jej żadna kopia, niemniej sporo elementów dla niej charakterystycznych tu znajdziemy. Cały czas zatem jesteśmy w świecie progresywnego rocka z rozbudowanymi, długimi i z rozmachem oraz finezją zaaranżowanymi kompozycjami. Jest ich tu zresztą w związku z tym niewiele. Bo wyłączając króciutkie, niespełna minutowe intro w postaci Show Me The Way dostajemy pięć utworów. Jeden z nich, kończący całość Dreams & Machines, jest bardziej akustyczną piosenką. Reszta to już gruby kaliber: ponad 11 – minutowe Hold i How Long oraz prawie półgodzinna (!!), składająca się z dziewięciu części suita The Bridge That Binds. Wyczytałem na ich stronce, że to muzyka dla wielbicieli Dream Theater, IQ, Transatlantic, Karnivool i Stevena Wilsona. Niech was to nie zmyli, gdyż poza Transatlantic, reszta jest – według mnie – strzałem kulą w płot.
Bo słychać tu bardziej inspiracje grupą Neala Morse’a z ich ostatniego albumu The Grand Experiment. Sugeruje to już pierwsza właściwa kompozycja Forest Fire z podobnie przetworzonym wokalem, Beatlesowskimi harmoniami oraz nośnymi, żywymi riffami gitarowymi. Jest też w tym utworze nieco instrumentalnej ekwilibrystyki w stylu The Flower King i to jest drugi trop panów z SE. A co z Unitopijną spuścizną. Zauważalna jest przede wszystkim w elementach etnicznych, pojawiających się już w Hold (fakt, że trochę na siłę doklejonych w drugiej części utworu) oraz w przepięknym, nastrojowym i wzniosłym How Long, w którym wypadają już bardzo naturalnie. W tym ostatnim otrzymujemy też jeszcze trochę grania pod flamenco. Owa etniczność wynika oczywiście z bogatego i oryginalnego instrumentarium wykorzystywanego przez artystów. Opus magnum płyty jest naturalnie wspomniana już suita. Trzeba przyznać, że bardzo zgrabna, oparta na nośnym melodycznym motywie nakręcającym utwór przez pierwsze 10 minut. A mamy w nim jeszcze i miejsce na smyki, jazzowe figury i wzniosły finał.
Ciekawy debiut, który broni się nie tylko fajnymi melodiami, ale przede wszystkim inteligentnymi aranżacjami bez większego kombinowania i wyraźnie widoczną radością z gry. Polecam!