The Animals, Small Faces, The Yardbirds, Manfred Mann zajmują na mojej półce muzycznej poczesne miejsce. Są to zespoły od których wszystko się zaczęło i dzięki którym pokochałem muzykę. Jest jeszcze jeden zespół, którego dyskografia wypełnia miejsce w szafce - to The Kinks. Ekipa braci Davies nagrała dużo płyt i wszystkie mają jedną wspólną cechę – są na wskroś brytyjskie.
Głównego kompozytora i lidera zespołu Raya Daviesa nie interesowała psychodelia w formie choćby podróży kosmicznych czy też testów kwasowych. Bardziej skupiał się na codzienności życia, podsumowywał aspiracje angielskiej klasy robotniczej lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, był wielkim obserwatorem londyńskiej ulicy. Czwarta płyta zespołu The Kinks zatytułowana „Face to Face” ukazała się w przełomowym 1966 roku.
The Beatles wydali „Revolver”, The Byrds nagrali „Fifth Dimension”, światło dzienne ujrzał debiut Cream. Również płyta „Face to Face” jest przełomowa. Nie ma na niej już prostych rock’n’rolowych numerów czy też rhythm & bluesowych standardów mamy za to bardzo widoczną zmianę nastawienia muzycznego. To dzieje się w całym przemyśle muzycznym. Nadchodzi nowe!!!
Ray Davies potrzebował fizycznego i nerwowego załamania, aby zastanowić się nad życiem i muzyką, aby naprawdę wejść w siebie i ustanowić nowy kierunek, a „Face to Face” wyznacza moment, w którym The Kinks przesunęli swój punkt ciężkości z opartej na singlach sceny rockowej na dążenie do artystycznej wizji, takiej, która zajmuje się napięciami we współczesnym społeczeństwie i ich wpływem na zwykłych ludzi.
Muzykalność, śpiew, produkcja albumu, jakość piosenek to sprawia, że nie przejdziesz obok „Face to Face” obojętnie. Ta płyta to przede wszystkim seria szkiców, życiowych scen, małych dramatów i nadziei, które możesz znaleźć spacerując po małym miasteczku gdzieś w West Midlands. To tutaj objawiła się wokalna maniera Daviesa, śpiewającego lakonicznie a czasami zrezygnowanie. Muzycznie również pojawia nam się nowatorstwo.
W „Rosie Won’t You Please Come Home” grupa wykorzystuje klawesyn w połączeniu z groźnie brzmiącą gitarą. W „Dead End Street” młodszy z braci Daviesów, Dave pokazuje kunszt swojej gry na gitarze tworząc już inne brzmienia, a efekty dźwiękowe choćby w numerze „Rainy Day in June” czynią ten utwór wstępem do bardziej psychodelicznych kawałków zespołu. Najbardziej znaną piosenką z tej płyty jest numer jeden na liście przebojów „Sunny Afternoon”, który faktycznie ma w sobie to coś, że nieznacznie wyróżnia się na tle innych nagrań grupy. To piosenka, która zestarzała się wyjątkowo dobrze ze względu na swoją zasadniczą ponadczasowość i genialną aranżację. Tempo i rytm są idealnie zsynchronizowane z fabułą, odzwierciedlając zarówno uczucie leniwego dnia jak i nudę tykającego zegara. Moją ulubioną ścieżką jest kompozycja „Dandy”, opowiadająca o życiu, które kręci się wyłącznie wokół pięknych dziewcząt, którym nie można się oprzeć i tylko trzeba czekać „aby mężulek poszedł gdzieś”. Akustyczny strumieniowy zachwyt, daje Rayowi więcej miejsca na teatralną ekspresję wokalną, cechę, którą w pełni wykorzystywał przez całą swoją karierę. Na „Face to Face” objawił nam się również w pełni unikalny talent pisania utworów przez Raya Daviesa i postawił go w jednym rzędzie obok takich twórców jak Lennon i McCartney.
Podsumowując. Na fali wielu wielkich płyt powstałych w 1966 roku „Face to Face” jest wyjątkowe i przełomowe i przy każdym kolejnym przesłuchaniu ujawnia nam swoje dary i świeżość a wpływ tej muzyki odczuwalny jest aż do czasów nam współczesnych.