Słuchając CPR, nie trudno zwrócić uwagę na jedną rzecz: jakość muzyczną. Dzięki prostemu podejściu David Crosby, Jeff Pevar i James Raymond wnoszą wdzięk i elegancję do współczesnych harmonii, w których pobrzmiewają echa najlepszych jazzowych i rockowych korzeni. Mieszanka talentu solowego jaki i zespołowego trójki artystów jest podstawą sukcesu zespołu zarówno w studio jak i na trasie. Crosby wnoszący prawie cztery dekady doświadczenia, Pevar będący siłą w zespołach Raya Charlesa, Jamesa Taylora czy B.B. Kinga i Raymond, kompozytor, aranżer grający z najlepszymi grupami jazzowymi i rockowymi tutaj stworzyli niesłychane złote i srebrne nici biegnące przez tkaninę ich muzyki. Jeff przyjaciel Davida od dawna, grał z nim przez pewien czas w zespole CS&N a James był błyskotliwym, utalentowanym młodym dzieciakiem, z pasją do tego rodzaju jazzujących akordów i niezwykłych zwrotów, które idealnie pasowały do nietypowo skonstruowanych piosenek Crosby’ego. I tak się złożyło, że był synem, którego David oddał do adopcji z powodu trudności utrzymania rodziny.
Płyta „CPR” powinna się znaleźć w płytotece każdego fana rodziny Crosby Stills Nash & Young. Choćby poniekąd z tego względu, że mamy tu dwa znacznie starsze utwory, które poprzedzają koncepcję CPR. „Rust and Blue” to piękna piosenka, opowiadająca o tym, o co chodzi w życiu. Nieco surrealistyczne realia nabierają sensu gdy odwiedzający autora mężczyzna z „księżycem w oczach” prosi go o radę, ale Crosby nie czuje się na siłach, by jej udzielić. Mający nietypowy jazzujący styl numer i długie solówki zanurzone w mętnej wodzie zgrabnie odbijają się od tekstu, a gra Raymonda stopniowo oddala się od punktu wyjścia, zanim piosenka odnajdzie drogę powrotną do domu. Drugi „stary” numer to legendarny odrzut nagrany przez CSN&Y na potrzeby „Human Highway”. „Little Blind Fish” oparty na bluesowym dźwięku odzwierciedla poszukiwanie przez Crosby’ego odpowiedzi na pytania dotyczące życia, przedstawiając ludzi jako „ślepców” w masywnej rzece, którzy nie mają mózgów, aby zrozumieć życie. Okraszona riffem gitary akustycznej Pevara pokazuje jego wkład w CPR, i udowadnia, że bez niego to nie byłoby to samo.
Jednak „CPR” jest doskonały pod każdym względem. Crosby rzadko śpiewał z taką pasją i słychać jego radość ze znalezienia czegoś nowego po tylu latach śpiewania. Choć korzenna muzyka zapobiega temu, by album brzmiał zbyt mocno, inteligentna a zarazem ciepła gra Jamesa na fortepianie idealnie pasuje do otoczenia. Dodatkowym punktem jest usłyszeć piosenki, które stworzyły zachwycający efekt. Sama odwaga tych melodii brzmiących jak trudne do napisania i jeszcze trudniejsze do przeżycia jest wystarczająca by bić brawo.
Otrzymaliśmy ponadczasowe brzmienie albumu o wciąż ważnej tematyce, która będzie ważna za wieki i tysiąclecia (chociaż kto wie? Nasi następcy mogą nie mieć pojęcia o filmie The Doors i zakładać, że Crosby śpiewa o sieci supermarketów(Morrison)). Wszystko na tej płycie zostało przemyślane i stworzone ze smakiem. To doskonały początek nowego zespołu. Weźmy wyjątkowy „That House”. Na całym albumie czuć, że Crosby wyrzuca z siebie rzeczy, które prześladowały go przez cały czas, a „That House” brzmi jak woda destylowana wszystkich tych mrocznych czasów. Z płaczliwej ballady, dzięki partii gitary Pevara numer przechodzi w epicką opowieść o walce, gdy narrator opuszcza swoją „więzienną celę” w sypialni („Dźwięk prowadzi do kuchni, kuchnia prowadzi do drzwi”). Wiele utworów Crosby’ego jest wypełnionych „dźwiękiem” – zazwyczaj jest to muzyka, ale dość często po prostu jest to dźwięk toczącego się życia. Panująca w tym numerze, na początku cisza między dwojgiem ludzi zaprzecza komunikacji międzyludzkiej, będącej kluczem do przezwyciężenia każdego problemu. To CPR w najlepszym wydaniu. Zarówno Pevar jak i Raymond oferują Crosby’emu to czego szuka. Również harmonie brzmią doskonale, a szczytem ich jest nagła niespodziewana zmiana tonacji zwiększająca napięcie o jeszcze jeden nieznośny szczebel. David nigdy nie krył się z tym, że Jim Morrison nie należał do jego przyjaciół. Otwierający płytę numer „Morrison” to pierwsza piosenka napisana wspólnie z Raymondem. Jest to dziwna piosenka dla Crosby’ego, który zazwyczaj nie komentuje swoich rówieśników. Crosby i jemu podobni reprezentują słońce, hippisowskie ideały i nadzieję – istnieje niebezpieczeństwo przeciwności, którą reprezentuje Morrison. Ciemność, zmęczony światem pesymizm, że rzeczy nigdy nie będą lepsze jest postawą destrukcyjną. Przy takiej postawie trudno jest uwierzyć we własne możliwości, co tak komentuje Crosby śpiewając o Morrisonie, że „jest zbyt głuchy by usłyszeć własną piosenkę, ślepy jak nietoperz”. Muzycznie mamy tu kolejne niezapomniane dźwięki i fantastyczną jazzującą melodię jakże odległą od stylu Manzarka. Zresztą największym momentem Jamesa na płycie jest utwór „Yesterday’s Child”. Podczas gdy muzyka przypisana jest do CPR jako całości, tekst jest wyłącznie Jamesa i jest to dowód na to, jak silna jest nasza genetyka. Z powodzeniem mógłby napisać tą pieśń David. James widzi współczesnego człowieka jako aroganckiego typa, który myśli, że jest na szczycie. Ale narrator widzi w ludziach sprzed wieków duchowość i jedność z naturą o której współczesny człowiek zapomniał. Niesamowita sekwencja akordów prześladuje piosenkę a świetna solówka Pevara w środkowej części szykuje atak na arogancję człowieka, która jest jego zgubą.
Ogólnie „CPR” jest ważnym dodatkiem do kanonu Crosby’ego. Choć słynie z tego, że nie szczędzi ciosów, wiele ujawnia na temat autora piosenek, którego uważaliśmy, że znamy całkiem dobrze. I mam nadzieję, że tekst ten zmusi więcej fanów do zapoznania się z tym materiałem, który jest kluczowy dla zrozumienia jednego z największych songwriterów naszych czasów.