W maju tego roku światło dzienne ujrzał dość wyjątkowy i ekskluzywny box lidera Riverside, Mariusza Dudy, zatytułowany [Lockdown Trilogy]. Był on zwieńczeniem pewnego artystycznego eksperymentu, na jaki zdecydował się muzyk w okresie światowej pandemii i lockdownu w latach 2020 – 2021. Postanowił wówczas wrócić do swoich muzycznych, bardzo wczesnych, sięgających dzieciństwa, korzeni i stworzyć trzeci brzmieniowy świat, zupełnie niezależny od Riverside i Lunatic Soul - świat elektroniki.
Efektem tego były publikowane kolejno, tylko w sieci, wydawnictwa: Lockdown Spaces (czerwiec 2020), Claustrophobic Universe (kwiecień 2021) i Interior Drawings (grudzień 2021). Warto dodać, że z małym poślizgiem (maj 2021) dwie pierwsze płyty zyskały fizyczną postać na… kasetach magnetofonowych (Interior Drawings trafiło na ten nośnik kilka dni po premierze elektronicznej) i to zupełnie nieprzypadkowo! Ale o tym nieco później.
[Lockdown Trilogy] jest zatem wydawnictwem „zbiorczym”, przenoszącym powstałą wcześniej muzykę na trzy srebrne dyski i do tego oferującym niezwykle wartościową płytę "bonusową". Wszystkie, wspomniane wcześniej, trzy płyty dość obszernie recenzowaliśmy w naszym serwisie, nie będę zatem wracać do jakiegoś szerszego ich omawiania, przypomnę tylko, iż na wydawnictwa trafiła, najogólniej mówiąc, dość ascetyczna w formie i wręcz minimalistyczna, instrumentalna elektronika. Na Lockdown Spaces była to elektronika rozpikselowana, chwilami jakby wyjęta z pierwszych gier komputerowych i telewizyjnych, na Claustrophobic Universe, w dalszym ciągu brzmieniowo odhumanizowana, transowa i eksperymentalna, jednak bardziej nowoczesna i przystępniejsza, zaś na kończącym trylogię Interior Drawings, chyba najbardziej „przyjazna”, najjaśniejsza i atrakcyjna melodycznie, gdzieś tam nawiązująca, może w oddali, do Lunatic Soul czy nawet Riverside.
No a co z tym, wspomnianym już wcześniej, pomysłem na wydanie tej muzyki w pierwszej kolejności na „oldskulowych” kasetach. Artysta, w tekście wprowadzającym do tego earbooka, wyjaśnia to wszystko w taki sposób: 30 lat temu pewien nieśmiały chłopak, zafascynowany twórczością Jeana Michela Jarre'a, Vangelisa czy Tangerine Dream, zamknął się w swoim pokoju i zaczął wymyślać swoje oryginalne muzyczne historie. Nagrywał je na kasety magnetofonowe, tworzył do nich okładki i układał na półce obok płyt swoich mistrzów. 30 lat później, gdy świat zawładnęła pandemia i lockdown, Mariusz został przeniesiony z powrotem do sypialni z dzieciństwa, gdzie czytał i rysował komiksy, grał w gry, słuchał muzyki z kaset magnetofonowych... i nagrywał własne elektroniczne dźwięki. "Dlaczego nie zrobić tego ponownie?" pomyślał, czując się natchniony. "Dlaczego by nie stworzyć nowego projektu, w którym będę grał tylko na klawiszach? I dlaczego nie podpisać go tak jak kiedyś, kiedy byłem dzieckiem? Po prostu 'Mariusz Duda'".
Ten box wydaje się zatem takim nostalgicznym podsumowaniem pewnego momentu w artystycznym rozwoju, którego korzenie sięgają aż do beztroskiego dzieciństwa. Zresztą, dwa zdjęcia pomieszczone w tym 50-stronicowym wydawnictwie pokazują te historyczne (!), pełne barwnych okładek i wymyślnego liternictwa, kasety. To doprawdy coś uroczego i to nie tylko dla samego Dudy, trochę z nostalgią patrzącego wstecz, ale przede wszystkim dla wielu miłośników jego muzyki.
A skoro przy szacie graficznej jesteśmy. Całość wydano w formacie bliskim winylowemu, obleczono w twardą oprawę a wszystkie teksty i grafiki znalazły się na wysokiej jakości papierze kredowym. Dzięki dużym rozmiarom earbooka możemy podziwiać w pełnej krasie nie tylko oryginalne okładki trzech płyt, za które odpowiadał Hajo Müller, ale także dość niebanalne, wykonane z artystycznym szlifem, zdjęcia muzyka, autorstwa Tomasza Pulsakowskiego i „nadwornego” już fotografa Riverside, Radka Zawadzkiego, które pojawiały się w okresie promocji albumów. Dodajmy od razu, że sama okładka też nie jest przypadkowa i zbiera niejako na jednym obrazie cechy tych trzech wydawnictw: „kwadratowość” Lockdown Spaces, „kolistośc” Claustrophobic Universe i „tójkątność” Interior Drawings. Ale nie tylko muzyką i obrazem ten box stoi. Bo i słowo ma tu spore znaczenie. Przytaczałem już dość osobisty wstęp Dudy, ale są tu jeszcze komentarze do poszczególnych części trylogii, pozwalające je lepiej zrozumieć.
No i wreszcie dochodzimy do rzeczy, która ma dla mnie największą wartość, czyli czwartego dysku, ozdobionego graficzną formą łączącą w sobie kwadrat, koło i trójkąt (chciałoby się napisać, że permanentnie pojawiająca się wszelka symbolika, to już pewne artystyczne… „skrzywienie” Dudy). Cóż zatem mamy na Let’s Meet Outside? Dużo zmian! Już sam tytuł jest niezwykle wymowny i przekłada się na muzykę. Ta ma mocno sentymentalny wymiar i bazuje na bardzo osobistych wspomnieniach artysty z dzieciństwa, jednak pod względem aranżacyjnym jest najbardziej bogata, jasna, oszałamiająco wręcz przystępna, z ujmującymi melodycznymi wątkami. To na niej Dudzie chyba najbliżej do jego dwóch innych artystycznych żyć.
Przede wszystkim pojawiają się tu już gitary - basowa i elektryczna. Niecodzienną wartość ma rozpoczynająca całość miniaturka It All Started With This, w której słyszymy głos Mariusza Dudy zarejestrowany przez jego mamę, gdy miał 2 lata i 9 miesięcy. Lockdown 90-92 przynosi ujmujący, jesienno – melancholijny motyw pianina, Offline Reverse przetworzone wokalizy muzyka i wyrazistą figurę gitary basowej. O swoistą progresywność można wręcz "oskarżyć" News From The World. I to nie tylko dlatego, że trwa niemalże osiem minut. Po prostu dużo się w nim dzieje, od klaustrofobicznego, „horrorzastego” wstępu, poprzez transowość podkreśloną kolejnymi, niezwykle transparentnymi partiami basu i klimatyczne, subtelne wyciszenie, aż do space’owych refleksów i finału o prawie „symfonicznym” rozmachu. Tytułowy Let`s Meet Outside? zaskakuje iście dyskotekowymi bębnami ale i kolejnymi porywającymi ścieżkami basu. No i wreszcie jest kończący Drawing Rain - jakże ilustracyjny, mogący być idealnym muzycznym tłem dla szarego, ponurego świata, widzianego przez pryzmat „zapłakanej deszczem” szyby.
Zabrzmi to może nieco dziwnie, ale ta czwarta, bonusowa odsłona trylogii jest zdecydowanie najlepszą jej częścią. Czyż jednak to nie największa satysfakcja dla artysty, który potrafi zwieńczyć swój koncept tak dobrym… "dodatkiem" do niego.