Mam wrażenie, że gdy tylko zaczynam pisać o nowym albumie Jorna staję się monotonny i przewidywalny, jak polski rząd tłumaczący tak zwaną aferę mailową. No bo zwykle muszę przypomnieć, jak ponad 20 lat temu zakochałem się w jego głosie, słuchając jedynych dwóch płyt progresywno-metalowej formacji Ark, czy świetnego albumu The Devil's Hall of Fame duńskiego Beyond Twilight. I choć artysta później konsekwentnie oddalał się od progresywnej formuły, czy to poprzez współpracę z Masterplan, Russelem Allenem czy wreszcie poprzez swoje solowe albumy, zawsze śledziłem jego poczynania, większość doceniając, bądź wreszcie oglądając go na żywo podczas dwóch, jak do tej pory, wizyt w Polsce.
Cóż, Jorn kocha melodyjne hard’n’heavy i pewnie z tej miłości nie zrezygnuje już do końca swoich dni. Over the Horizon Radar to, jak dobrze liczę, jubileuszowy, dziesiąty album z premierowym materiałem, sygnowanym nazwą jego formacji Jorn (wyłączam zatem z tego zestawienia tribute albumy, cover albumy, remixed albumy czy wreszcie koncertówki). Płyta ukazała się nieco ponad miesiąc temu i choć ozdobiona jest, delikatnie mówiąc, zalatującą lekko kiczem okładką to przynosi naprawdę bardzo dobry materiał, jeden z lepszych w dyskografii formacji Jorna.
Ze składu nagrywającego ostatnie studyjne dzieło Jorna, Life on Death Road (2017), pozostali co prawda tylko klawiszowiec i producent, Alessandro Del Vecchio, oraz bębniarz Francesco Jovino to jednak – i to jest kluczowe – powrócił do niego gitarzysta Tore Moren, który współpracował z Jornem przy blisko dwudziestu płytach (przy okazji warto dodać, że drugim gitarzystą na pokładzie został Adrian SB z norweskiej formacji Foss, zaś basistą Nik Mazzucconi z Labyrinth i Sunstorm). No i to wszystko (czytaj: świetna produkcja, dobrzy instrumentaliści czerpiący z ogromnej muzycznej spuścizny Jorna ale i wnoszący wiele świeżości) znajduje tu ujście.
Nie chcę napisać, że to równy album, niemniej zawiera sporo mocnych kompozycji, ze świetnymi, ciętymi hard rockowymi riffami i melodyjnymi, pełnymi pasji i ekspresji wokalami Jorna. Szczególnie pierwsza część płyty robi wrażenie, na czele z otwierającą całość kompozycją tytułową Over The Horizon Radar. Ale zaraz po niej jest Dead London, który z rozpoczynającą ją gitarową formą i późniejszymi progresywnymi nalotami brzmi niemalże jak jakiś klasyk. A jest jeszcze okraszony zabójczym riffem i takowym refrenem One Man War. Generalnie mam wrażenie, że na tym krążku Jorn lekko nawiązuje do czasów Worldchanger. A skoro przy nawiązaniach jesteśmy, to nie mogę nie wspomnieć niedługiej i bardzo klimatycznej kompozycji Winds Of Home, jakby kompletnie nie przystającej do tej płyty, jednak cudnie pachnącej moim ukochanym… Ark!
I na koniec jeszcze ciekawostka. Płytę wieńczy rozszerzona wersja utworu Faith Bloody Faith, z którym Jorn wystartował w 2021 roku w eliminacjach do norweskiej edycji konkursu Eurowizji. O ile mnie pamięć nie myli przepadł w półfinale, jednak otrzymał „dziką kartę” i w 12-utworowym finale zajął trzecie miejsce. I choć wielu napisze: „no i po co mu to było?”, warto posłuchać tego nośnego numeru.