Po dość długiej przerwie powraca ze swoją solową twórczością James LaBrie. Przypomnijmy, że ten kanadyjski wokalista to przede wszystkim głos Dream Theater. Dla niektórych mocno kontrowersyjny, do tego, podczas ostatniej wiosennej trasy po Stanach Zjednoczonych, pojawiły się wobec niego zarzuty o korzystanie z playbacku, co zresztą sam zainteresowany skomentował dość niewybrednymi słowami. Muzyk ma jeszcze mnóstwo gościnnych udziałów (by wymienić tylko Fates Warning, Shadow Gallery, Ayreon, Redemption czy Evergrey), ciekawe płyty pod szyldem MullMuzzler i wreszcie te sygnowane jego imieniem i nazwiskiem. Do tego roku nagrał trzy krążki [Elements of Persuasion (2005), Static Impulse (2010) i Impermanent Resonance (2013)], o wszystkich pisaliśmy i to w bardzo pozytywny sposób, bo to były solidne albumy. Co najważniejsze, mocno różniące się stylistyką od brzmienia, z którym przez lata, przez pryzmat Dream Theater, był kojarzony.
Co ciekawe, Beautiful Shade of Grey zaskakuje podwójnie! Gdyż nie tylko daleko odchodzi od muzyki Teatru Marzeń, ale też i od dotychczasowych osiągnięć Jamesa. Bo, o ile na poprzednich płytach muzyk serwował muzykę ultra przebojową, ze świetnymi melodiami i refrenami, to jednak była ona ubrana w mocne gitarowe riffy, niekiedy o progmetalowym nalocie, a nawet w partie growlu.
Tu muzyk zrezygnował z tego rockowego pazura i ograniczył się po prostu do ładnych piosenek. Utwory są oczywiście dość żywe, niemniej ich bazą są brzmienia gitary akustycznej, a nie metalowe riffy. Dość powiedzieć, że płytę wieńczy „electric version” otwierającej album kompozycji Devil in Drag. Nie będę tym razem wyróżniał poszczególnych utworów, bo materiał jest równy i bardzo atrakcyjny melodycznie, okraszony do tego zgrabnymi balladami. I co ważne, LaBrie nie musi tu szarżować wokalnie, stąd wypada naprawdę stylowo. Trochę rozczarowuje po prostu „zwykła” wersja Zeppelinowego Ramble On, ale to drobiazg. Tym bardziej, że to ważny i bardzo osobisty album dla LaBriego, bo dotyka osobistych wątków z jego życia, takich jak dojrzewanie, utrata, niezliczone złożone relacje i co najważniejsze – paląca pasja do muzyki.