Piszemy o nich już po raz drugi, ale nie za szkodzi przypomnieć podstawowe fakty. Flor de Loto to peruwiańska formacja założona w 1998 roku przez gitarzystę Alonso Herrerę i Efraína Rosasa na Papieskim Uniwersytecie Katolickim w Limie i działająca początkowo jako instrumentalny kwartet. Zespół zadebiutował w 2005 roku albumem Flor de Loto i od tego czasu wydał osiem studyjnych płyt. Sami o sobie mówią, że Flor de Loto jest tym, co stałoby się, gdyby Iron Maiden spotkało Jethro Tull w ruinach Machu Picchu.
Árbol de la Vida jest ich siódmym studyjnym albumem wydanym pierwotnie w 2016 roku. A ta edycja to ubiegłoroczne wznowienie nakładem poznańskiego Oskara. Nasz rodzimy wydawca od dłuższego czasu współpracuje z Peruwiańczykiami, czego wyrazem są już wydane albumy: Eclipse (na CD i winylu) oraz koncertowy krążek Live at RoSFest. A w planach, jak można się doczytać na stronie wydawcy, są pozostałe płyty Kwiatu Lotosu.
Zacznijmy od tego, że ich instrumentalne początki są tu podtrzymywane. Bo tylko połowa kompozycji ma linie wokalne autorstwa Alonso Herrery. Poza tym, praktycznie wszystkie utwory, choć wcale nie jakoś czasowo rozbudowane, mają wielowątkowy – zarówno pod względem rytmiki, jak i klimatu – charakter. Jest zatem z pewnością klasycznie progresywnie, a chwilami nawet orkiestrowo i filmowo. Słychać to szczególnie w kończącym całość, tytułowym Árbol de la Vida, najdłuższym w zestawie.
Generalnie większość kompozycji oparta jest na hard rockowych riffach, momentami ocierających się o progmetalową formułę. Wszystko jednak spajają najbardziej charakterystyczne dla nich, podkreślające południowoamerykański folklor, partie fletu, których jest tu mnóstwo! I trzeba przyznać, że Junior Pacora radzi sobie z tym instrumentem znakomicie (podobnie jak z andyjską mandoliną charango, na której też tu gra), podkreślając melodyjność poszczególnych nagrań. A gdy dodamy do tego inny wyróżnik, zaśpiewane po hiszpańsku teksty, nadające swoistej śpiewności, obraz albumu, co najmniej ciekawego, mamy pełny. Nie wolno też zapomnieć o instrumentalnym Cruz del Sur z ładnymi partiami skrzypiec Elvira Zhamaletdinovej.
Ciekawe jest to, że w kompozycji Regression zaśpiewał gościnnie sam Fabio Leone (Rhapsody of Fire, Angra) i jego „angielska” wersja trafiła do głównego programu płyty, zaś wersję hiszpańską słyszymy jako bonus. Jeszcze ciekawsze jest jednak to, że w umieszczonej na płycie trackliście... jest odwrotnie. Ot, mała wpadka. Najlepsze utwory? Quinta Dimensión, Odisea oraz wspomniane Regresión i Árbol de la Vida. Choć całości dobrze się słucha. Do tego plus za, jak zwykle u nich, ciekawą grafikę. Nie tylko dla fanów Jethro Tull.