Najwyraźniej zachęcony bardzo ciepłym przyjęciem wydanego trzy lata temu albumu Jakżeż ja się uspokoję. W hołdzie Stanisławowi Wyspiańskiemu Krzysztof Lepiarczyk ponownie łączy poezję z muzyką rockową. Tym razem artysta podjął się muzycznej interpretacji twórczości dziewiętnastowiecznego poety Adama Asnyka biorąc na warsztat tomik Album pieśni, stąd też taki tytuł wydawnictwa.
Realizacja pomysłu jest niemalże bliźniaczo podobna do płyty poświęconej Wyspiańskiemu. Na albumie słyszymy prawie ten sam zestaw muzyków (tylko Mateusza Mazurkiewicza zastąpił na basie Piotr Lipka), ponownie okładkę zdobi olejny obraz, tym razem pochodzące z 1899 roku dzieło Jacka Malczewskiego, Dzieje piosenki – portret Adama Asnyka, po raz kolejny też otrzymujemy osiem tematów.
Pod względem muzycznym również nie ma zaskoczeń. Lepiarczyk idzie ścieżką, która tak dobrze sprawdziła się na poprzedniej płycie, łącząc poetyckie teksty z neoprogresywnym rockiem. Poszczególne kompozycje nie są oczywiście długie i rozbudowane, niemniej muzykowi udaje się bawić różnorodnym nastrojem i klimatem, zmieniać tempo, oferować solowe popisy instrumentalne, mieszcząc tym samym w niedługiej formie wiele wątków.
Zwykle artysta dopasowuje zgrabnie tekst wiersza do muzyki, jak na przykład w otwierającej całość W zimowej nocy, czasami jednak muzyka jest tłem dla melorecytacji (Dałem ci moc, Mgławice/Nieśmiertelni, Tym którzy smutni... rozłączenie – w tym ostatnim utworze zastosowano nawet zabieg, w którym Smelkowski recytuje wiersz już po ustaniu muzyki). Smelkowski bardzo dobrze odnajduje się w takiej konwencji, jego ciepły, z lekka aktorski głos może przybliżać chwilami tę muzykę do poezji śpiewanej, z drugiej strony potrafi być wyrazisty i agresywny wokalnie (Nie mów).
Zdecydowana większość utworów to kompozycje o melancholijnym, nostalgicznym i niespiesznym wyrazie, do tego z pięknymi (po raz kolejny) melodiami. Te zdobią także gitarowe solówki. Miłośnicy talentu i gry Jerzego Antczaka z Albionu z pewnośćią mogą być usatysfakcjonowani. Na uwagę zasługują jego figury w Dałem ci moc, Tym, którzy smutni... rozłączenie, Nie mów czy w Daremne żale. Co ciekawe, jego gitara grająca w tle we wspomnianym wcześniej W zimowej nocy brzmi tak, jakby została wyjęta z Marillionowych albumów Seasons End i Holidays in Eden. Nie jest to oczywiście tylko płyta gitarowa, wszak napisał ją klawiszowiec i to słychać. Lepiarczyk ma tu też swoje momenty, czy to w formie ładnego motywu na pianinie (W zimowej nocy), czy solówki (Daremne żale).
Wspominałem o dominującym na płycie spokoju, warto jednak zauważyć, że znajdziemy też tu rzeczy mocniejsze w postaci kończących album dwóch kompozycji – Daremne żale i Ból zasnął – w których znajdziemy szybsze tempo, ostrzejszą gitarę a nawet pewną formę kontrolowanego muzycznego zgiełku w końcówce pierwszej z nich. Cóż, jeśli tylko spodobał się komuś Lepiarczykowy „Wyspiański” nie wyobrażam sobie, żeby nie sięgnął po „Asnyka”.