Nie ukrywam, że mam ogromną słabość do tej artystycznej twarzy wokalisty Depeche Mode, Davida Gahana. Pisałem tu o pierwszej płycie tej jego szlachetnej kolaboracji z brytyjskim producenckim duetem (The Light The Dead See, wtedy jeszcze wydanej pod szyldem Soulsavers), potem o opublikowanym w 2015 roku znakomitym Angels & Ghosts (już pod nazwą Dave Gahan & Soulsavers), który był dla mnie zresztą jednym z albumów tego roku.
I oto po sześciu latach projekt powraca z nową (generalnie już siódmą) płytą! No może trochę przesadziłem z tym wykrzyknikiem, bowiem nie jest to album z premierowymi utworami, tylko z coverami. Nie szkodzi, gdyż i tak powinien zadowolić fanów Gahana, a szczególnie tego jego wyjątkowego emploi.
Zacznijmy jednak od początku. W przeciwieństwie do poprzednich płyt Gahana z Soulsavers, które miały charakter współpracy na odległość, przez Atlantyk, ta została nagrana na żywo z dziesięcioosobowym zespołem w Shangri-La Recording Studio w kalifornijskim Malibu, w listopadzie 2019 roku. To z pewnością wpłynęło na bardzo intymny i osobisty charakter albumu. No właśnie!
Choć teksty zawartych tu dwunastu piosenek nie należą do Gahana, jednak wydaje się, że w doskonały sposób oddają jego wrażliwość. Ale i osobowość doświadczonego życiem, już prawie sześćdziesięciolatka. O tej muzyce Gahan powiedział: Kiedy słucham głosów i piosenek innych ludzi – co ważniejsze, sposobu, w jaki je śpiewają i interpretują słowa – czuję się jak w domu […] Utożsamiam się z tym. Koi mnie to bardziej niż cokolwiek innego. Na płycie nie ma ani jednego wykonawcy, który by mnie nie poruszył.
I to tutaj słychać. Gahan wraz z Richem Machinem wybrali piosenki z bardzo odległych czasów. Są wiekowe standardy, pochodzące z lat trzydziestych, pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, czy siedemdziesiątych (Charlie Chaplin, James Carr, Elmore James, Gene Clark, Neil Young) i rzeczy nowsze, choć równie cenionych i klasycznych artystów (Mark Lanegan, Jeff Buckley, Bob Dylan, Wayne Carson, Cat Power czy P.J. Harvey).
To w zasadzie same ballady, utwory niespieszne, snujące się powoli. Niektóre nawet wydają się niewiele różniące od oryginałów, trzymając się ich czasów trwania i podobnie oddanej melodyki. W nich głównym wyróżnikiem i siłą jest wokalna interpretacja Gahana, jakże różna od „depeszowej” ekspresji. Pełna subtelności, delikatności, wrażliwości i wyciszenia. Niesamowicie brzmią rozpoczynające album The Dark End of the Street Jamesa Carra, Strange Religion Marka Lanegana, Shut Me Down Rowlanda S. Howarda i Where My Love Lies Asleep Gene’a Clarka. Jednak największe wrażenie robią wykorzystany do promocji Metal Heart Cat Power. Mam wrażenie, że nowa wersja przebija ascetyczny oryginał swoim symfonicznym wręcz rozmachem, zdecydowanie bardziej podkreślając emocjonalność i wyrazistość melodii. Można powiedzieć, że Gahan wyciągnął z tej piosenki prawdziwe piękno. Niemal identycznie rzecz się ma z utworem P.J. Harvey, The Desperate Kingdom of Love. W oryginale skromniutkim, tu wyrażonym potężnie mocnymi gitarami i gospelowymi, żeńskimi wokalami. To kolejna perła tej ujmującej i prawdziwej płyty, która absolutnie powinna się spodobać wszystkim, którzy pokochali dwa wcześniejsze albumy Gahana z Soulsavers. Bo wykorzystuje wypracowane przez nich brzmienie i styl.