No i mamy jeden z piękniejszych albumów tego roku. Kolejny, piąty już, krążek brytyjskiego producenckiego duetu Soulsavers przynosi po raz kolejny współpracę ze słynnym głosem Depeche Mode. Wydany trzy lata temu The Light The Dead See, pierwszy nagrany z Davidem Gahanem, okazał się na tyle udany, że panowie nie tylko powrócili do sprawdzonej formuły, ale też i opublikowali płytę pod szyldem Dave Gahan & Soulsavers. Nie dziwię się. Nazwisko Gahana mocno pociągnęło zainteresowanie projektem, choć przypomnę, że na wcześniejszych albumach duetu śpiewała równie znana osobowość - Mark Lanegan z Queens Of The Stone Age.
Byłem zauroczony The Light The Dead See i gdy tylko usłyszałem o ponownej kolaboracji Gahana z Soulsavers zacząłem się obawiać o jakość Angels & Ghosts. No bo czy można raz jeszcze wydać coś tak wyjątkowego? Można.
Składniki pozostały w zasadzie takie same. To dziewięć zwykłych, kilkuminutowych pieśni, bez wielkich szaleństw i zaskoczeń. Zazwyczaj smutnych, snujących się nostalgicznie. Ich atrakcyjność wynika jednak z odpowiedniego doboru środków wyrazu. W większości z nich dostajemy śliczne smyczkowe aranżacje, zawiesiste hammondowe dźwięki, nadające całości mocno oldskulowego charakteru i żeńskie wokalizy, za które odpowiadają Wendi Rose i Janet Ramus, tworzące gospelowy klimat. A jest jeszcze brudny, szorstki dźwięk przetworzonych gitar przywołujący odległe echa korzennego bluesa. No i jest wreszcie głos Gahana. Czasami emocjonalny, innym razem jakby zmęczony życiem, jednak za każdym razem pełen pasji wpisanej w tę jakże rozpoznawalną barwę. I gdy Gahan śpiewa I feel your sorrow, I feel your pain, behind the darkest clouds the sun always shines again… w takim My Sun naprawdę porusza.
Do tego pomagają mu w tym absolutnie niezwykłej urody melodie. Słucham tego albumu od tygodnia i od kilku tematów najzwyczajniej nie mogę się uwolnić. Jak od nieco onirycznego You Owe Me, najbardziej przebojowego i rytmicznego All of This and Nothing, wyciszonej i ascetycznej perełki One Thing tylko na pianino, smyki i wokal, mocnej ballady Don’t Cry, Lately z pięknie mijającymi się w refrenie wokalizami męską i żeńską, snującego się The Last Time i przejmująco, wręcz symfonicznie, kończącego album wspomnianego My Sun. Wymieniłem prawie wszystko? Cóż, taka jest ta płyta. Niedługa (niespełna 40 minut) i intensywna. Na koniec zostawiłem sobie jednak mojego absolutnego faworyta. Tempted. Utwór chyba najlepiej oddający ducha tej szczególnej współpracy. Kumulujący wszystkie wymienione wyżej cechy tej płyty. Numer nabierający żaru z każdą minutą i osiągający apogeum w gęstym rockowym finale. Kilka dni temu mknąłem samotnie autostradą późną nocą i Tempted, głośno wypadający z głośników, brzmiał po prostu zjawiskowo. Spróbujcie. Zresztą nie tylko jego. Cała płyta jest tego warta.