Potężna, licząca 115 koncertów trasa Spirit Global Tour zagrana w latach 2017 i 2018 dla ponad 3 milionów fanów, musiała zostać udokumentowana. I tak się stało. Pod koniec czerwca trafiło do sprzedaży kolejne koncertowe wydawnictwo Brytyjczyków. W recenzowanej wersji to rzecz czteropłytowa, dwa dyski CD oraz dwa DVD. Wśród tych ostatnich jest materiał udostępniony publiczności już w ubiegłym roku – dokument SPiRiTS in the Forest, który trafił 21 listopada do kin na całym świecie. Rzecz opowiada historię sześciu fanów Depeche Mode z różnych zakątków świata (Mongolii, Brazylii, USA, Rumunii, Francji i Kolumbii), którzy opowiadają o swoim życiu i wpływie jaki ma na nie muzyka ich ukochanego zespołu. Film uzupełniany jest oczywiście fragmentami występów grupy i gdzieś po trochu nawiązuje do mającego już ponad trzydzieści lat kultowego 101.
Z racji tego, że ze SPiRiTS in the Forest można było się już zapoznać znacznie wcześniej największą atrakcją wydawnictwa wydaje się drugi dysk DVD zatytułowany LiVE SPiRiTS, na którym pomieszczono ponad dwugodzinny materiał dokumentujący dwa ostatnie koncerty trasy (odpowiednio 23 i 25 lipca 2018 roku) w słynnym berlińskim Waldbühne, malowniczo położonym amfiteatrze powstałym na letnie igrzyska olimpijskie w 1936 roku.
Tracklista zagrana wówczas jest oczywiście mieszanką nowych kompozycji ze Spirit (Going Backwards, Cover Me, Poison Heart, Where’s the Revolution) z największymi hitami formacji (Everything Counts, Stripped, Enjoy the Silence, Never Let Me Down Again, Personal Jesus, Just Can’t Get Enough). Nie brakuje jednak i kilku mniej przebojowych, aczkolwiek świetnych fragmentów, jak piękne ballady The Things You Said, I Want You Now czy wreszcie cover Dawida Bowiego, Heroes.
Co najbardziej cieszy, praktycznie wszystkie kompozycje dostajemy w mocno zmienionych, innych niż oryginały wersjach. Wersjach ubranych w rockowy entourage, z prawdziwymi bębnami i niekiedy basem, bardziej surowych, odartych z różnych studyjnych smaczków, ale przez to mających swój niepowtarzalny urok i siłę.
Prawdziwym bohaterem od samego początku jest oczywiście David Gahan, na którym skupiają się wszystkie kamery. Już w kuluarach, na tyłach amfiteatru, gdy kamera pokazuje zespół tuż przed wyjściem na scenę, jest niezwykle pobudzony, wręcz roznosi go energia. Szczupły, z lekko niedbałym zarostem i wąsami, podmalowanymi na czarno oczami, tatuażami, z zaczesanymi do tyłu mokrymi od potu włosami, w charakterystycznej kamizelce (a propos, uważne oko dostrzeże, że niekiedy tył owej kamizelki jest niebieski a niekiedy czerwony i to w obrębie jednego utworu – to dowód, że koncertowe ujęcia pochodzą z dwóch wieczorów) sprawia wrażenie prawdziwego rockmana. Frontmana, który potrafi uwieść zebraną publiczność drobnym gestem, mimiką twarzy, czy wreszcie swoim charakterystycznym tańcem. Najważniejsze jednak, że jest w doskonałej formie wokalnej.
Całość od strony technicznej prezentuje się naprawdę dobrze, poczynając od brzmienia a na montażu wideo kończąc. Podobać się mogą ujęcia wypełnionego po brzegi ponad dwudziestotysięczną publicznością amfiteatru (szczególnie podczas tradycyjnego machania rękoma w trakcie Never Let Me Down Again, czy podczas żegnania zespołu karteczkami z napisem CU Next Time na Just Can’t Get Enough) bardziej odległe plany sceny pozwalają też obserwować klipy prezentowane na ogromnym telebimie towarzyszące poszczególnym kompozycjom.
Cóż, rzecz jest faktycznie wypasiona, wszak nie zapominajmy o dwóch płytach ze ścieżką audio powielających pełną tracklistę koncertu. Szkoda, że całości nie włożono w jakiś solidny box, tylko – tradycyjnie jak to ostatnio u Depeszów – w tekturowe kartoniki. Mimo wszystko, to obowiązek dla każdego miłośnika zespołu i doskonała pamiątka dla tych polskich fanów, którzy zobaczyli choćby jeden z pięciu polskich koncertów (Warszawa, Kraków, Łódź, Gdańsk, Gdynia) Spirit Global Tour.