Długo oczekiwany krążek powstałego pod koniec lat 70. w Częstochowie zespołu Tie Break ukazał się ostatecznie w minionym roku, rozwiewając od razu wątpliwości co do jego kondycji wykonawczo-artystycznej. Brzmiący niezwykle świeżo, oryginalnie i, pomimo jednoznacznie terminalnego tytułu, niepesymistycznie, The End zachwyca nader błyskotliwym, autentycznym spojrzeniem na konwencję jazz-rock fusion, przeszczepioną z Zachodu na rodzimy grunt na początku lat 70. Zaimportowana została ona do kraju za sprawą działających wówczas polskich grup muzycznych, takich jak Dżamble, Laboratorium, Niemen Enigmatic i SBB.
Zgoła niepodobny do żadnego z powyższych autentyków muzyki rozrywkowej Tie Break AD 2019 podąża własnymi, nieubitymi wcześniej ścieżkami, które z rzadka krzyżują się z rozpoznawalnymi wlot arteriami sztuki popularnej. Muzyka kwintetu, poszukującego w ramach utartych schematów nowych rozwiązań, jest zaskakująco odkrywcza i niejednoznacznie radosna, jak choćby w przypadku numeru tytułowego, w którym żałobny ton kołysanki ociera się o taneczny pląs. The End jest przedsięwzięciem instrumentalno-wokalnym, które łączy w sobie elementy jazzu, rocka i rodzimej muzyki ludowej. Tych ostatnich dostarcza nam choćby otwierająca album rozśpiewana kompozycja Jesteś, przywołująca na myśl dokonania Skaldów z okresu pomnikowego Krywania. Plemienne dudnienie Franka Parkera w tle budzi we mnie nieodparte skojarzenia z rytualnym dźwiękiem tam-tamów z odległego Czarnego Lądu. Słowa pieśni, które napisał Dariusz Brzóska Brzóskiewicz, przydają jej quasi-duchowemu charakterowi dodatkowego pierwiastka mistycznego. (Jesteś słońcem, ziemią, niebem. I tym, co jesz. Chlebem. Są takie miejsca na ziemi, gdzie raj dotyka nieba). Rozbrzmiewający dalej w Lamento elegijny temat muzyczny zdaje się wyrażać skargę neurastenicznym solem trąbki Antoniego Gralaka. (Notabene utwór dedykowano Czesławowi Łękowi, współzałożycielowi Tie Break). Następnie w Teraz słyszymy trąbkę uskrzydloną, tym razem bez nuty nerwowego roztrzęsienia. Krzykliwa jak mewy nad głowami plażowiczów na sopockim molo, jednoznacznie odcina się od bardziej muskularnych tonów saksofonu Mateusza Pospieszalskiego.
Słuchając innego z fragmentów The End – Orety – myślami kieruję się ku bluesowo-jazzowej estetyce Ladies of the Road King Crimson (Islands, 1971), tak szorstkie i gruboziarniste jest jego brzmienie. Zamykające krążek Dary akcentują wątek żywiołowości i ludyczności, jaki przewija się przez ten jakże fantastyczny koncept artystyczny Tajbrekowców.
Wyostrzone długą nieobecnością częstochowskiej grupy na rynku wydawniczym i estradach krajowych apetyty słuchaczy powinny zostać zaspokojone tym wybornym kęsem sztuki. Wielokrotnie odtwarzając The End Tie Breaku celem napisania niniejszej recenzji, nie mogę bynajmniej powiedzieć, że była to strata czasu i prądu. Wprost przeciwnie.