Legendary Pink Dots obchodzili niedawno swoje dwudziestopięciolecie i z tej okazji wyjechali w długą trasę koncertową po Europie i Stanach. Koncerty w Polsce w ramach europejskiego tournée składały się z dwóch części – pierwsza ukazywała elektroniczne peregrynacje duetu Ka-spel & Silverman, a druga – cały zespół w pełnej krasie grający przeboje z pierwszej dekady swojej działalności i nie tylko.
Obecnie portlandzka wytwórnia Soleilmoon wypuściła po tygodniach gorączkowego wyczekiwania najświeższy materiał live zarejestrowany jesienią 2009 w paryskim klubie Le Klub. Miejsce występu okazało się bardzo ciasne nie tylko dla widzów ale i samych muzyków. Wyraźnie rozbawiony całą sytuacją frontman Kropek – Edward Ka-spel – po wyjściu na pierwszy z bisów skomentował niezwykłą „intymność” kulis tymi słowy: We can't really go very far, can we? Rzeczywiście bez trudu można było dostrzec w zakulisowej niszy poły wzorzystej marynarki Nielsa van Hoorna – niestety już ex-saksofonisty LPD. Niels odszedł miesiąc później, w grudniu 2009, bo jak twierdził w ostatnich latach działalności artystycznej coraz mniej był widoczny w nagraniach zespołu. Martijn de Kleer – drugi nieobecny – został zastąpiony przez Erika Drosta (ex-Girlfriends) – świetnego gitarzystę o punkrockowym zacięciu. Polscy fani Kropek znają go z wyśmienitej płyty The Whispering Wall i dwóch tras koncertowych różowej ekipy po kraju w latach 2004–2005.
Nowe DVD jest ostatnim i zarazem najdoskonalszym filmowym zapisem czwórki artystów dających kosmiczne show zadając potężny cios wszystkim siłom ciążenia razem wziętym. Podczas oglądania Paris in the Fall uległem całkowitemu rozstrojeniu zmysłów i emocjonalnemu rozbiciu wyraźnie odczuwając TEN technikolorowy dreszcz rozkoszy, jaki wstrząsał mną jeszcze długo zanim zdołałem wyłączyć odtwarzające się w kółko menu płyty. Powrót do rzeczywistości nie jest niczym przyjemnym po zażyciu pink ecstasy w ilościach nie przekonsultowanych wcześniej ze swoim GP. Jednak dobrze wymierzona doza ironii i absurdu jakiej w tekstach Ka-spela nie brakuje pozostaje jedynym orężem walki z napastliwą codziennością.
Sam koncert broni się doskonale pod każdym względem. Jakością obrazu i dźwięku to DVD Kropek przewyższa wszystkie wcześniejsze produkcje tego typu nie wyłączając kultowego Live At La Luna z Portland. Paris in the Fall eksponuje to co najlepsze w scenicznej aktywności grupy czyli moc szalonych improwizacji Ka-spela i Silvermana ocierających się o industrial i noise (''No Matter What You Do''), rozpływające się w uszach glissanda (''Choke''), prorocze gesty lidera (''Hellsville'') i jego teatralne zachowania (''Choke'') często graniczące z histerią (''Torchsong'', ''Hellsville'') oraz urzekające hipnotyzującym beatem ogromne dźwiękowe przestrzenie (''Rainbows Too'', ''Grain Kings''). Łabędzi śpiew van Hoorna rozpisany na instrumenty dmuchane został uchwycony w każdym decybelu. Szatę graficzną okładki płyty utrzymano w jesiennej kolorystyce, a sam krążek opatrzono karykaturą legendarnego przywódcy różowego porządku. Pierwsze 200 egzemplarzy zawiera limitowaną serię pięciu pocztówek ze zdjęciami zespołu, co stanowi raczej skromny suplement do pierwszego całkiem profesjonalnego DVD LPD.
Ponieważ nie potrafię wskazać żadnych minusów tegoż wydawnictwa pozostaje mi wystawić mu jednoznacznie najwyższą ocenę w skali artrockowego portalu. W oczekiwaniu na przełożoną na ten rok wizytę Kropek w naszym kraju polecam ich miłośnikom sięgnąć po Paris in the Fall i pozwolić się unieść na skrzydłach kosmicznej fantazji czwórki z Nijmegen. Sing while you may!