Fortepianowy riff przechodzi w orientalny klimat, wiatrowa maszyna zamiata muzyczny pejzaż a melotron i ksylofon swobodnie wędrują po ścieżce. Derek Shulman zaczyna wokal jak w transie, trzymając odpowiedni klucz:
„Będę latał na twoim niebie, żółte papierowe słońce/Gdy wiatr jest silny, gdy wiatr jest silny/Unoszę jedwabisty srebrny księżyc w pobliżu twojego okna/Jeśli twoja noc jest ciemna, jeśli twoja noc jest ciemna”.
Piosenka rzuca skuteczne zaklęcie i dochodzi do świetności dzięki towarzyszącemu gongowi wejściu aktorki Jacqui Chan, przyjaciółki zespołu. Chan recytuje krótki fragment marzycielskich, pełnych namiętności szeptów miłosnych po chińsku a jej seksowny głos wyprzedził o dwa lata francuską gorączkę pary Jane Birkin i Serge Gainsbourg w „Je T’aime Moi Non Plus”.
W rzeczywistości aktorka pochodziła z Trynidadu i nie mówiła językiem pochodzenia swojej rodziny. Właściciel miejscowego baru został zatrudniony do napisania paru chińskich słów o miłości, a babcia Chan nauczyła ją recytować fonetycznie.
Wyszło fantastycznie. I choć muzycy nie byli zadowoleni, woleli aby pamiętano ich z bardziej ostrzejszych numerów to „Kites” doszło do dziewiątego miejsca listy przebojów i stało się niezapomnianym dodatkiem do muzycznego krajobrazu 1967 roku. Również współcześnie jak weźmiesz każdą kompilację brytyjskiej muzyki psychodelicznej, to prawdopodobnie znajdziesz tę piosenkę, która wciąż unosi się mimo upływu już pół wieku.
Simon Dupree and The Big Sound powstał na początku lat sześćdziesiątych jako the Roadrunners, a założyli go bracia Derek i Ray Shulman wraz z kumplem ze szkoły, Ericem Hine’em. Po jakimś czasie okazało się, że nazwa The Roadrunners jest modnie brzmiąca i praktycznie w każdym mieście Wielkiej Brytanii istniał zespół o takiej nazwie. W ten sposób postanowiono zmienić nazwę grupy i odtąd znamy ich jako Simon Dupree and The Big Sound.
Zespół stał się popularny na południowym wybrzeżu Wyspy, co doprowadziło do przesłuchań w studio EMI. Nagrania były udane i zaoferowano im kontrakt płytowy.
Na jedynej płycie grupy, nagranej w 1967 roku i zatytułowanej „”Without Reservations” nie ma singlowego przeboju „Kites”, który po trosze nie pasował do wizerunku zespołu.
Rhythm and blues, garaż, soul, dęciaki i psychodelia to w skrócie zawartość krążka, który doszedł do 39 miejsca na listach.
Brzmienie grupy jest bardzo świeże i już od pierwszych taktów słyszymy dźwięki, które układają się w przepastne melodie, prowadzące ku tańcu i zabawie. Właśnie, melodie. Pomimo czasami garażowego brzmienia i ostrzejszych rytmów całość pulsuje dynamicznymi, tanecznymi rytmami co od razu przenosi cię na parkiet jakiejś tancbudy. Pulsujący w rytmie kręcących się bioder bas w otwierającym płytę „Medley: 60 Minutes Of Your Love/A Lot Of Love” wkracza na obszar rhythm and bluesowych dźwięków wtapiając się w garażowy klimat nagrania. Ewidentne przeboje (dlaczego takimi się nie stały?) choćby „Love” czy „Day Time, Night Time”, ukazują barwne melodie, zachęcające wokalnie teksty i niczym nieskrępowane ruchy melodyjnej harmonii. Ostrzejsze dźwięki znajdziemy w pełnych emocji utworach „I See the Light” i „Reservations” gdzie napędzające się wzajemnie dęciaki i organy, wibrują wokół aksamitnych postaci w mnogości kalejdoskopowych dźwięków. A będący w bliskości z gospelowo-dyskotekowym torem „Amen”, oferuje trafną zabawę w grupie jakże radosnych uczestników. Różnorodność nagrań dodaje wielkiego animuszu muzyce, to jakby z szafy grającej płynęły nieustanne dźwięki wiwatujące na cześć pełnych ruchu uliczek swingującego Londynu. Bo to jest muzyka otoczona bliskością Carnaby Street, piętrowych czerwonych autobusów i Piccadilly Circus. Radość i beztroska tamtych lat wcisnęła się nieodwracalnie w duszę „Without Reservations” co czyni tę płytę jaskrawym klejnotem. Muszę tu jeszcze wspomnieć, że na szczęście wszystkie nagrania zespołu i te singlowe i nagrane z myślą o drugiej niewydanej płycie udostępnione zostały na płycie „Part of my Past” wydanej w 2004 roku. Niestety muzycy sfrustrowani faktem, że wytwórnia płytowa domaga się od nich przeboju za przebojem, nie licząc się, że chcieliby pójść swoją ścieżką soulową, w 1969 roku rozpadli się. Bracia Shulman wkrótce założyli progresywną kapelę Gentle Giant.