Ostatnio, gdy tylko piszę o kolejnych wydawnictwach Marillionu spoza regularnego (nazwijmy to… studyjnego) katalogu, trudno mi się pozbyć nieco zaczepnego pytania: ale po co? No bo nie da się ukryć, że już często najwierniejsi ich fani nie ogarniają wszelkich koncertówek i kompilacji, które rodzą się u nich jak grzyby po deszczu.
Zupełnie podobne odczucia towarzyszą mi przy With Friends From The Orchestra. I to z kilku powodów. Po pierwsze, sam pomysł nie jest oryginalny. Wiadomo, z symfonikami artyści rockowi flirtują od lat. No ale i w przypadku Marillion to nie nowość. Wszak już na ostatniej płycie studyjnej F.E.A.R. zespół wsparł Covent Garden String Quartet, a na wydanym w 2018 roku koncertowym albumie All One Tonight - Live At The Royal Albert Hall przez cały drugi set muzykom towarzyszy kwartet smyczkowy In Praise Of Folly oraz Sam Morris na waltorni i Emma Halnan na flecie. To zatem kontynuacja pewnego trendu, w który wkręcili się panowie z Marillion.
Mamy tu zatem dziewięć kompozycji zagranych z tytułowymi przyjaciółmi z orkiestry, czyli wspomnianym kwartetem In Praise Of Folly (Margaret Hermant, Maia Frankowski, Nicole Miller, Annemie Osborne) i wymienioną wyżej dwójką muzyków.
Plusem jest oczywiście to, że grupa nie dubluje żadnej z kompozycji przygotowanej w tej formie na All One Tonight, jednak sam wybór wydaje się nazbyt zachowawczy. Bo to w większości utwory stonowane, spokojne, wyciszone (Estonia, A Collection, Fantastic Place, Beyond You, The Hollow Man, The Sky Above The Rain), jakby gotowe do dodania takich smyczkowych aranży. Niestety, owe aranże niewiele wnoszą w strukturę kompozycji, nie nadają im żadnej nowej jakości, często dublują klawiszowe formy. Oczywiście że je słychać i jest ich sporo, niemniej ogólny ich obraz nie jest odległy od oryginałów.
Żeby była jasność, wszystko brzmi szlachetnie w tym smyczkowym entourage’u, słucha się tego ładnie, tym bardziej że w zestawie są ponadto tak mocne punkty jak Seasons End, This Strange Engine, czy Ocean Cloud. Lecz ich można posłuchać też i z paru różnych i różniastych albumów w podobnych (choć bez smyków) wersjach. Jednym słowem… ileż razy można? Tylko dla najwierniejszych fanów.