Powoli zbliżamy się do końca roku i - tym samym - kolejnych muzycznych podsumowań a tymczasem nie skrobnęliśmy, choćby kilku zdań, o płycie, która absolutnie powinna być zauważona w tegorocznych rankingach. Arrows & Anchors to już trzeci pełnowymiarowy krążek w dorobku tej amerykańskiej grupy pochodzącej z Teksasu. W Polsce nie są anonimowi. Ich poprzedni album Fables From A Mayfly: What I Tell You Three Times Is True (2007) przyjęty został bardzo ciepło, a artyści gościli u nas w tymże roku dając występ podczas Metal Hammer Festival.
Dla świata odkrył ich wokalista System Of A Down - Serj Tankian - którego wytwórnia wydała, wspomniany przed chwilą, przedostatni album. Arrows & Anchors wielkich stylistycznych zmian, w stosunku do niego, nie przynosi, jednak utwierdza w przekonaniu, że mamy do czynienia faktycznie z zespołem poszukującym. Bo muzycy potrafią w bardzo ciekawy sposób inspirować się takimi tuzami współczesnego i nowatorskiego grania jak The Mars Volta, Coheed And Cambria, czy wspomniany System Of A Down a w ich dźwiękach możemy natrafić ponadto na parę innych muzycznych wycieczek.
Już sam początek albumu intryguje. Kościelne organy w Heavens To Murgatroyd zostają niemal natychmiast zabite przez totalny gitarowy zgiełk, a za chwilę punkowy żar w Whiskey And Ritalin. Gdy dodam do tego, że w kompozycji tej natrafimy na kapitalnie opracowane wokalne harmonie – znak rozpoznawczy Fair To Midland – będziemy mieli obraz kapeli jak znalazł. Artyści zresztą lubią bawić się kontrastem. Najdosadniej słychać to w Rikki Tikki Tavi, w którym „Systemowa” jazda bez trzymanki zderza się z cukierkowym refrenem w stylu najpiękniejszych rzeczy Simona & Garfunkela.
Tak, mają muzycy niezwykłą zręczność do pisania chwytliwych melodii; większość numerów aż od nich kipi. Wystarczy posłuchać Short - Haired Tornado, którego refren nie tylko urzeka melodią, ale i ma w sobie swoistą wzniosłość. W tej też kompozycji Darroh Sudderth i spółka potrafią zapędzić się w nieco post – rockowe rejony. Żeby było jeszcze ciekawiej, piąty w zestawie Amarillo Sleeps On My Pillow pachnie, dzięki gitarze Campbella,… muzyką country. Dorzućmy do tego wszystkiego liczne zmiany rytmiki (Uh-Oh), ciekawie zaaranżowane klawisze oraz instrumentalne, krótkie przerywniki (Typhoid Mary Sends Her Best, The Upset At Bailey Bridge) a otrzymamy obraz znakomitego albumu. Pełnego emocji, szaleństwa i nieskrępowanej muzycznej swobody. Można ich muzykę nazywać metalem, można i rockiem alternatywnym – dla mnie są jednak idealnym przykładem zespołu progresywnego… W najwłaściwszym tego słowa znaczeniu.