Znany z Flamborough Head, Leap Day, Trion, czy Odyssice holenderski muzyk nie zwalnia tempa. Swój debiutancki album Dreamcatcher wydał w 2015 roku i od tego czasu, łącznie z niżej recenzowanym, wydał pięć płyt. Mulder współpracuje z naszym rodzimym wydawcą, poznańskim wydawnictwem Oskar, i to pod jego też szyldem ukazuje się Victory. Wypadałoby zatem pozazdrościć przesympatycznemu Holendrowi systematyczności, artystycznej płodności i kompozytorskiej weny. Czy jednak wydawane co roku płyty faktycznie potwierdzają wymienione cechy? Chyba raczej nie.
Bo o ile wspomniany debiut przynosił pewną świeżość oferując ascetyczne, delikatne gitarowe granie jakże odległe od symfonicznego progresywnego rocka, z którym muzyk głównie był kojarzony, to już kolejne płyty dostarczały powielane schematy i uczucie słuchania ciągle tego samego. Tak samo jest niestety na Victory. Artysta po raz kolejny oferuje godzinę bardzo spokojnego, pejzażowego, mocno wysublimowanego akustycznego grania. Na piętnaście kompozycji aż jedenaście to praktycznie akustyczne, zdominowane brzmieniem gitary, instrumentalne miniatury, czasem dłuższe, sprawiające wszak wrażenie ilustracyjnych drobiazgów. Cztery kompozycje (Just An Oridary Day, Mountain View, Jigsaw, Memoir) są w pełni zaaranżowane na klasyczne rockowe instrumentarium, choć idealnie wpisują się w klimat płyty. Są rozmarzone, niespieszne, z ciepłymi tłami instrumentów klawiszowych i solówkami gitary w neoprogresywnym stylu. I nie da się ukryć, że to najlepsze fragmenty Victory. Jak zwykle muzyk dokonał pewnego miszmaszu, mieszając kompozycje zarejestrowane w studiu z tymi nagranymi na żywo. Ponad połowa rzeczy pochodzi więc z 30 czerwca 2018 roku z Atkins Dadi Guitar Festival we włoskim Pieve di Soligo.
Cóż, nie da się ukryć, że muzyczna formuła, której trzyma się Mulder jest bardzo wąska a tym samym na dłuższą metę po prostu nuży. Trudno jej wszak odmówić pewnej szlachetności. To jednak muzyka typowo ilustracyjna i na swój sposób towarzysząco-odprężająca. Najlepiej słuchać jej wieczorami z lampką dobrego wina lub szklaneczką amerykańskiego bourbona w dłoni.