Z Grecji na Marsa. A potem do Watykanu.
Czyli cykl o Vangelisie.
Odcinek trzydziesty czwarty.
Dzisiaj trzy w jednym. znaczy jedna recenzja dotycząca aż trzech płyt. Można i tak, szczególnie, że jest to taka sama muzyka, z tego samego filmu.
"Blade Runner" zwany też z polska "Łowcą Robotów", który wszedł na ekrany w 1982, był filmem głośnym, ale wielkiej kariery w kinach nie zrobił – ot, z lekką górką pokrył swoje koszy. Ale bardzo szybko, między innymi, dzięki rynkowi video stał się tzw. filmem kultowym, a obecnie dosyć zasłużenie jest uważany za jeden z najlepszych obrazów sci-fi wszech czasów. Miałem przyjemność oglądać go stosunkowo szybko po premierze, jakieś cztery, pięć lat później, co jak na tamte czasy było zupełnie dobrym wynikiem, do tego z całkiem dobrej kopii, co wtedy też nie było całkiem oczywiste. Wiedziałem do czego siadam, bo film już był od wielu lat omawiany i opisywany w prasie, czy innych przekaziorach, a w "Fantastyce" doczekał się nawet kilku artykułów. Wiedziałem, oczywiście też, że muzykę do filmu napisał Vangelis, ale nie zwróciłem nawet uwagi na to, że tego nie opublikował. Dobrych kilka lat później do kin trafiła nowa, tzw. reżyserska wersja, filmu, a soundtracku nie było dalej. Pojawił się w dopiero 1994 roku. Trudno mi powiedzieć, dlaczego Vangelis tak długo zwlekał z oficjalną publikacją tej muzyki. Jedna z wersji mówi, że nie był tak całkiem zadowolony z efektu końcowego swojej pracy, która była właściwie swego rodzaju chałturką na boku, przy okazji. Inna, że z reżyserem nie mógł się dogadać. Jakby nie patrzeć, wyraźnie widać, że muzyk wielkiego serca do swojego dzieła nie miał, skoro na autorskie, oficjalne wydanie muzyki z tego filmu trzeba było czekać dwanaście lat. A gdyby nie nowa, reżyserska wersja "Blade Runnera", to może do tej pory by tego nie opublikował.
To co zrobił Vangelis zostało docenione, bo nominacjami do prestiżowych nagród, a ponieważ natura próżni nie znosi i był spory popyt na tą muzykę, to wytwórnia nie mogąc nagonić Vangelisa do roboty (bo jednak te filmowe wersje trzeba jeszcze dopracować, a właściwie zgrać, nagrać na nowo), wzięła więc po prostu swoich, etatowych muzyków i nagrali tą muzykę od nowa, po swojemu. Ukazało się to jako The New American Orchestra – „Blade Runner (Orchestral Adaptation Of Music Composed For The Motion Picture By Vangelis)”. Wyszło tak, jak można się było tego spodziewać – profesjonalnie, rzemieślniczo sprawnie, ale bez polotu. Słuchać się tego da, bo i muzyka niezła, a i wykonanie technicznie bez zarzutu, ale właściwie po co?
Ta płyta to właściwie takie zapychacz z braku laku, żeby wytwórnia mogła chociaż jeszcze trochę zarobić, bo jak wspomniałem, sam film hitem nie był.
Też jak już wspomniałem, na autorską wersję ścieżki dźwiękowej trzeba było czekać aż dwanaście lat i ukazała się wreszcie w 1994 roku. Oczywiście album wzbudził duże zainteresowania, zebrał bardzo dobre recenzje, ale...
Nie pamiętam, żebym miał to na kasecie, od razu zaopatrzyłem się w kompakt, tyle, że kilka lat później i powiem szczerze – nie zabiło mnie. Nawet wiem dlaczego – niespecjalnie oddaje klimat filmu. Chyba dlatego, że ta płyta jest robiona trochę technologią „na winie” – znaczy co się nawinie to na krążek, tyle, że w trochę inny sposób – mianowicie wydaje mi się, ze Vangelis podrzucił wszystkie nagrania z sesji do góry i co spadło na stół – do publikacji, a co na podłogę, no to już się nie schylił. Kolejność na płycie też chyba mniej więcej odpowiada kolejności spadania, bo z filmową chronologią też nie ma to zbyt dużo wspólnego. W ogólnym rozrachunku jest to kilkanaście całkiem niezłych numerów, zebranych na jednym krążku. A myśl przewodnia całości jest tu deko niedookreślona. Właściwie główny mój zarzut do tego albumu jest taki, że powinien być lepszy, bo mógł, a w jakimś sensie trochę tę możliwość zmarnowano.
Widać jednak więcej osób miało podobne zdanie do mojego, czyli, że czegoś tu brakuje, bo kilka lat później, w 2002 roku (niektóre źródła podają 2003) pojawiło się coś takiego – „Blade Runner: Esper Edition”. Był to regularny bootleg, ponoć wydany w limitowanej ilości dziesięciu egzemplarzy, przez dwóch maniaków, którzy dla siebie i znajomych przygotowali właśnie taka wersję muzyki do „Blade Runnera”, między innymi po to, żeby poskładać tą muzykę chronologicznie, a poza tym mieli już dosyć mniej lub bardziej (zwykle mniej) wydarzonych innych bootlegowych wersji tej muzyki, które mnożyły się dosyć dziarsko, korzystając z niedoskonałości wersji oficjalnej. I trzeba przyznać, że „Blade Runner: Esper Edition” to jest to. Wreszcie mamy kompozycje zebrane razem, chronologicznie jak to w filmie się pojawiają i nagle się okazuje, że jest to o niebo lepsze niż wersja oficjalna – bo tu jest praktycznie wszystko! I wreszcie słychać, dlaczego „legitny” soundtrack sprawia wrażenie nieco chaotycznej zbieraniny – bo to nie była całość. Dopiero te prawie dwie godziny muzyki wydanej na lewo przez dwóch fanów (tak się określają) dają faktyczny i pełny obraz dźwiękowej wizji fantastycznej dystopii, którą w 1982 roku wymyślili panowie Ridley Scott, Hampton Fancher i David Peoples, a dźwiękowo oprawił Vangelis.
Co jest a czego nie ma, czyli czym się oba wydania różnią. Właściwie co ważniejsze kompozycje mamy i na oficjalnym wydaniu ścieżki dźwiękowej, teoretycznie wypadły wszystkie co krótsze i co bardziej opisowe fragmenty. Jednak mimo wszystko one też wnoszą bardzo dużo, może nie do końca muzycznie, ale na pewno do samego klimatu całości. I kilku dłuższych, bardzo interesujących fragmentów też nie ma – na przykład „Blade Runner Blues”. Teoretycznie trzypłytowa wersja z 2007 powinna usunąć sporo mankamentów pierwszego wydania, ale w przypadku muzyki do takiego filmu oprócz tego, co się na krążku znalazło, ważne też w jakiej kolejności. A tutaj mamy „bazowy” pierwszy krążek i dwa dyski z bonusami i dalej to jakoś wiele wspólnego nie ma. Dlatego mimo wszystko wolę bootleg.
Kilka lat temu ukazała się „wypasiona” wersja pięciopłytowa, zawierająca nie tylko muzykę Vangelisa, ale także nagrania nią inspirowane.
To „zamieszanie” wokół samej muzyki – ta właściwie nieprzeliczona ilość bootlegów, te wydania fanowskie, które są swego rodzaju ewenementem, świadczy o tym, że całe to muzyczne (filmowe oczywiście też) uniwersum „Blade Runnera” cały czas żyje, cały czas inspiruje i cały czas zmusza do zastanowienia.
Spis utworów pierwszego wydania „Blade Runner: Esper Edition”:
Disc One
Prologue And Main Titles 3:54
Leon's Voight Kampff Test 1:09
Sushi Bar - Damask Rose 2:46
Spinner Ascent 1:21
Blush Response 5:43
Wait For Me 5:12
Deckard Meets Rachael 1:36
Rachael's Song 4:20
Tales Of The Future 4:53
Bicycle Riders 2:10
Chew's Eye Lab 1:15
Memories Of Green 5:35
Blade Runner Blues 10:01
Pris Meets J.F. Sebastian 1:47
One More Kiss‚ Dear 4:04
Disc Two
Deckard Dream 1:10
Thinking Of Rachael 1:18
Esper Analysis 2:34
Animoid Row 2:34
Taffey Lewis Night Club 2:02
Salome's Dance 1:23
Zhora's Retirement 1:42
I am The Business 2:29
Love Theme 4:58
I Dreamt Music 4:32
Morning At The Bradbury 3:46
The Prodigal Son Brings Death 4:07
Deckard Enters The Bradbury 3:37
Dangerous Days 0:57
Wounded Animals 10:53
Tears In Rain 2:51
Rachael Sleeps 2:08
End Titles 4:06