Mała płytka debiutującej na naszych recenzyjnych łamach krakowskiej formacji Fren. Wydana zresztą bardzo oryginalnie. Bo choć muzyka pomieszczona została na zwykłym CD-R, to jednak sama blaszka włożona została w eko-opakowanie, w kopertę z szarego papieru, do tego zawiązana sznurkiem i zalakowana pieczęcią ze znakiem zapytania. Żeby dostać się do płyty należy po prostu rozciąć sznurek. Niby prosta, „ręczna robota”, pokazująca jednak, że panom chce się w ciekawy, wizualny sposób promować swoją muzyką.
A skoro mowa o panach. Jak zapisano we wnętrzu koperty: Fren to cztery osobowości, które urzeczywistniają swoją unikatową muzyczną czasoprzestrzeń. […] Grupa uformowała się w 2017 roku w Krakowie z inicjatywy pianisty Oskara Cenkiera, gitarzysty Michała Chaloty, basisty Andrew Shamanova oraz perkusisty Oleksija Fedoriva i zdążyła zagrać kilka bardzo ciepło przyjętych koncertów.
Kwartet, choć jeszcze bez długogrającej płyty, miał już okazję zagrać u boku faktycznie zacnych składów, takich jak Caravan, Virgil Donati’s Icefish, czy Stoned Jesus. Zanim jednak padnie tu parę słów o ich muzyce warto przytoczyć małą anegdotę. Otóż podczas niedawnego Summer Fog Festival w Warszawie gitarzysta Fren, Michał Chalota, wręczył, znanemu choćby z Van Der Graf Genarator a tu obecnemu wraz z David Coross Band, Davidowi Jacksonowi, ten właśnie singiel. A Jackson, zupełnie zaskakująco, odpalił: jeśli dajesz mi swoją płytę, to musisz ją podpisać! W ten sympatyczny sposób muzycy wymienili się autografami na swoich wydawnictwach.
To z pozoru drobne zdarzenie sprzed kilku dni, którego byłem świadkiem, może być idealnym wprowadzeniem w muzyczny świat Fren. Świat, w którym jest dużo miejsca dla rockowej tradycji i inspiracji muzyką lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Ich twórczość świetnie zresztą wpasowałaby się we wspomniany przed chwilą festiwal, podczas którego wybrzmiały wczesne nagrania Floydów w wykonaniu zespołu Nicka Masona, zagrał jazz-rockowy Soft Machine oraz David Cross Band. Można tu też dorzucić wymieniony wyżej Caravan.
Na singlu znalazły się trzy instrumentalne nagrania wpisane w 25 minut muzyki. Otwiera go zainaugurowane figurą basową tytułowe Heavy Matter, które w drugiej części zwalnia i okraszone zostaje piękną formą gitary solowej. Najwięcej o nich jednak może powiedzieć drugi i najdłuższy w zestawie (13 minut!) Pleonasm. Ta wielowątkowa kompozycja, z początku nostalgiczna, z jesiennymi dźwiękami pianina, z czasem zyskuje jazz-rockowego żaru, by ostatecznie finiszować w wyciszonych, wręcz w ambientowych klimatach. Płytę zamyka spora ciekawostka – interesująca wersja Floydowego One of These Days, tu – podobnie jak wcześniejszy Pleonasm - w koncertowym wydaniu.
Polecam ten drobiażdżek, nie tylko ze względu na interesujące dźwięki, ale choćby z tego powodu, iż w niedalekiej przyszłości, może on stać się „białym krukiem”.