Na początek mała uwaga. Nie ma tu mowy o jakiejś literówce. Płytę faktycznie firmuje Tim Burness, a nie Tim Bowness. Choć obaj są urodzonymi na początku lat sześćdziesiątych Brytyjczykami i obaj siedzą w szeroko rozumianym rocku progresywnym.
No właśnie, Whose Dream Are You Living? to ciekawostka ale i niemała gratka dla fanów neoprogresu lat osiemdziesiątych. Dlaczego? Bo jej twórca zaczynał na poważnie tworzyć w czasach narodzin brytyjskiej sceny neoprogresywnej, najpierw pod szyldem formacji Burnessence, później pod własnym nazwiskiem. Miał okazję w tamtych czasach supportować między innymi IQ i Pendragon. Mało tego, na recenzowanym tu krążku (będącym już ósmym wydawnictwem w jego dyskografii!) wspierają go były bębniarz Pendragonu, Fudge Smith i były basista Galahadu, znany też ze swoich solowych dokonań, Lee Abraham. Żeby było ciekawiej, na płycie słyszymy też Gregga McKellę ze space rockowego Paradise 9, czy Monty’ego Oxymorona z punk rockowej legendy The Damned.
Nagrywany od 2009 roku materiał pierwotnie ukazał się pod koniec 2015 roku w wersji cyfrowej. Poszerzony i na nowo zmiksowany trafił na fizyczny dysk w maju tego roku. Skromnie wydany krążek swoją ascetyczną szatą graficzną (proste liternictwo, zdjęcia muzyków niepochodzące ze specjalnych albumowych sesji) przypomina mi zresztą publikowane przed trzydziestu laty płyty innych neoprogresywnych składów.
Czas najwyższy na muzykę. Mocno uogólniając to taki neoprogresywny rock z lekko popowym szlifem. Nie ma tu rozbudowanych form, królują raczej zwykłe piosenki, jak These Are The Days, okraszone klawiszowym popisem And Set Your Spirit Free, czy What's Going On In Your Head?. Mamy też kompozycje bardziej stonowane, balladowe (bardzo klimatyczne i nastrojowe Hold Me, instrumentalny Round And Round, rozpoczęty niczym Marillionowe Incommunicado (!) A Space For Our Love To Grow i wzniosły Cynical World dostojnie kończący płytę). Stara się jednak i Burness nieco urozmaicać swoją muzykę. W The Messenger mamy wpleciony cyrkowo-wodewilowy fragment. Z kolei w zdominowanym rytmem i trochę przyciężkawym Unlike Any Other pachnie psychodelią. Zwrócić też uwagę powinien ambientowy i dźwiękowo eksperymentalny Dreaming Of A New World. Cóż, nie jest to wielka rzecz. Warto jednak docenić muzyczne poszukiwania i kilka zapisanych tu, całkiem przyzwoitych, utworów.