Ależ miła niespodzianka dla wszystkich miłośników twórczości Mirka Gila. Przypomina się bowiem, troszeczkę zapomniany już, solowy projekt byłego gitarzysty Collage, Mr Gil. Zapomniany, bo o ile ostatni album innego muzycznego dziecka Gila, formacji Believe, ukazał się niecałe dwa lata temu, to na następcę I Want You to Get Back Home czekamy już siedem lat.
To czekanie umili z pewnością jubileuszowa edycja debiutanckiej płyty Mr Gil, Alone, wydana nakładem poznańskiego Oskara. Dosyć wyjątkowa, bo dwupłytowa, w digipacku, z zupełnie inną okładką, uzupełniona trzecim w dyskografii albumem Mr Gil zatytułowanym Light and Sound. Zarówno jedna, jak i druga pozycja doczekały się u nas recenzji (i to nie jednej), nie będę zatem szczegółowo analizował muzycznej treści na niej zawartej a ograniczę się do uwag natury ogólnej.
Mający swoją premierę trzy lata po Safe, ostatnim jak się okazało albumie Collage, wzbudzał z pewnością mocniejsze bicie serca i nadzieje u fanów naszej legendy. Wszak autorem muzyki był nie tylko nadworny gitarzysta formacji, ale też i jeden z twórców Collage’owych kompozycji. Do tego w składzie znalazło się jeszcze dwóch innych muzyków grupy (Piotr Witkowski i Krzysztof Palczewski). I co? I okazał się niemałym zaskoczeniem dla niektórych. Bo przyniósł w większości muzykę prostszą, o silnie popowym zabarwieniu. Krótsze, zwarte kompozycje o piosenkowym potencjale. I Don't Believe, Alone, Wake Up, Beggar to - patrząc z perspektywy czasu – świetne numery pokazujące duży talent Gila do pisania atrakcyjnych melodii. Z drugiej strony trudno nie zauważyć jego „progresywnego czucia”. Rozpoczynające płytę Strange faktycznie mogłoby trafić na kolejny album Collage a gitarowe solo w nim pomieszczone pachnie tymi największymi popisami z ich dyskografii. Zresztą dosyć podobnie rzecz się ma z solówką w Alone! Mamy tu też najdłuższą, prawie 9 – minutową, wielowątkową formę w postaci Enough. Po drugiej stronie barykady znajduje się akustyczna ballada War w stylu Simona i Garfunkela, czy ładny, ilustracyjny i symfonicznie zaaranżowany instrumental (we wnętrzu błędnie przy kompozycji przypisano Olafowi Łapczyńskiemu autorstwo… tekstu) Mother Dream.
Atrakcją tej wersji Alone (już trzeciej, przypomnę, że w 2005 roku, nakładem Metal Mind Productions, ukazała się remasterowana edycja z czterema dodatkowymi nagraniami, w tym jednym klipem) są dwa dodatkowe nagrania – The Bright Day i I Believe już z wokalem następnego po (tu śpiewającym) Olafie Łapczyńskim wokalisty Mr Gil, Karola Wróblewskiego.
Wydana po dwunastu latach od Alone, płyta Light and Sound to już zupełnie inna muzyczna bajka. Stawiająca na muzyczną skromność, ascetyzm i piękno wpisane tylko w głos, akustyczną gitarę, wiolonczelę i pianino. Bez gitarowych riffów, solówek i mocnych uderzeń perkusji. Przesiąknięta smutkiem i nostalgią malowaną wiolonczelą Pauliny Druch i pianinem Konrada Wantrycha. Powtórzę raz jeszcze, że nie pasuje mi tu do całości ostatni na płycie Kto aniołem był, choć to ładny utwór. Także i tę edycję uzupełniono o bonusowe nagrania. Dwie ciekawostki. Pierwszą z nich jest instrumentalny utwór o wymownym tytule Best Wishes For Robert Fripp, czyli numer w stylu „Mirek Gil gra Roberta Frippa”. Drugą, świąteczny Holy Night ze śpiewającym… Tomaszem Różyckim (Collage, Believe). Kto jeszcze nie zna tej muzyki, naprawdę warto. Ale i wiernym fanom wydawnictwo to powinno w miły sposób uzupełnić stojącą na półce dyskografię artysty.