Zarówno ja jak i Wojciech mamy niemały problem. Kiedy to wpadnie nam w ręce jakaś fajna koncertówka Hawkwind musimy wpierw zrobić – mniej lub bardziej – dogłębny research, czy wydawnictwo które chcemy przedstawić czytelnikom aby na pewno figuruje na liście oficjalnych wydawnictw kapeli (gdyż przyjęliśmy zasadę, iż bootlegów nie prezentujemy). A jako, że rzeczy takich jak „California Brainstorm” Brock (różnymi kanałami) wypuścił na pęczki trzeba być czujnym i nieźle się nagimnastykować, aby nieświadomie nie robić reklamy cieciom, którzy próbują wyciułać parę groszy od fanów kosztem zespołu. Osobiście jako wyznacznik przyjąłem ProgArchiwa, a jako, że tam ta pozycja widnieje na liście wydawnictw koncertowych to sumienie mam czyste.
Ale do rzeczy...
Występ ma miejsce w The Omni w kalifornijskim Oakland 16-go grudnia 1990 roku. Fakt, okres świetności Hawkwind to nie jest, ale wydali wtedy „Space Bandits”, czyli rzecz fajną.
„Void’s End” to żadna premierowa rzecz, lecz tylko końcowy fragment uwertury z „Wojownika...” (czyli „Assault & Battery”/”The Golden Void”). Szkoda, że tylko we fragmencie – niezwykle kliamtycznym – ale jednak tylko we fragmencie. Niemniej przyzwocie się słucha, bo i klawisze miłe i klimacik niczego sobie.
Dalej pojawiają się rozpędzone „Ejection”, czyli ukłon stronę zmarłego dwa lata wcześniej hawkwindowego szalonego diamentu, czyli Roberta Calverta; tutaj z niezwykle demonicznie przekształconym wokalem Bridgette Wishart oraz nieśmiertelny „Brainstorm”, który zawsze jakoś średnio trawiłem, ze względu na jego przesadną toporność (choć środkowy fargment reaggae fajnie się komponuje w całość).
Potem mamy kilka fragmentów wciśniętych w dwie kobyły. Połączone one zostały tak, a nie inaczej zapewne nie ze względu na formę, lecz chyba bardziej ze względu na możliwości sprzętowe wydawcy lub (co bliższe prawdzie) jego mierną znajmomość repertuaru zespołu; po prostu pan inżynier zostawił na chwilę bez nadzoru swojego praktykanta, który nie miał bladego pojęcia kiedy jeden kawałek się kończy, a następny zaczyna.
Pierwsza to cykl złożony ze (świetnie odegranego) „Out Of The Shadows” (ze „Space Bandits”), instrumentalna miniatura „Eons” oraz równie konkretny „Night Of The Hawks”.
Drugi to ciekawie rozbudowy o dodatkowe efekty dźwiękowe „TV Suicide” , nieco rozimprowizowany (głównie dzięki Wishart i Bainbridge’owi, choć Brock też swoje trzy grosze dodaje) „Back In The Box”, przechodzący w kultowy „Hassan I Sahba” (tutaj umieszczony jako „Assassins of Allah”) z niezwykle ekspresynym wokalem Bainbridge’a.
„Reefer Madness” zagrany został na finał. Również popisowy i odegrany z jajami jednak (przynajmniej w porównaniu do pozostałych) nieco bardziej kosmicznie i brzmiący na bardziej urozmaicony (Wishart zaskakująco fajnie się tutaj sprawdza na prowadzącym wokalu), aniżeli jego pierowzór na „Astounding Sounds, Amazing Music”*.
Koncert w sumie ciekawy i miło zagrany, jednakże z jednym zarzutem; troszkę za bardzo nastawiono się tutaj na motoryczność występu kosztem space-rockowego klimatu. Nie, że jest jakiś dramat i nie wiadomo jaka bida z nędzą, ale brakuje tutaj troszkę takiego bardziej transowego grania. To jednak tylko moje odczucia, innym pewnie będzie się podobać.
Niemniej występ mimo swoich braków jest dość ciekawy oraz (choć okrojony to jednak) ostatecznie spójny. Jakość dźwięku nie przyprawia o zgrzyt zębów, a to zawsze pomaga w odbiorze muzyki ekipy Brocka, która brzmi tutaj świetnie (nawet Chadwick przyzwoicie pałkuje, nie to co teraz).
Takich pobocznych wydawnictw Hawkwind wydał całą masę; „California Brainstorm” (według mnie) lekko zawyża średnią...
*niewielu fanów Hawkwind zapewne wie, iż tytuł utworu ma związek z dość propagandowym filmem z lat 30-tych prezentującym rzekome uboczne efekty zażywania marihuany.