Ktoś niedawno powiedział mi, że u osobników nie zaznajomionych z tematem Rush podczas projekcji rzeczonego obrazu, sympatia do zespołu wzrasta proporcjonalnie do kolejnych obrzejrzanych przez nich minut filmu. Hipoteza równie ciekawa, co kontrowersyjna*. Niemniej postanowiłem ją przetestować, a za obiekty obserwacji poddanych analizie wybrałem dwoje osobników: dobrego znajomego oraz własną małżonkę. Oba przypadki (badanie zostały przeprowadzone osobno w hermetycznie szczelnych pomieszczeniach w których tesowane osobiniki za jedyne elementy łączące je ze światem zewnętrznym miały osobę niżej popisanego, miskę prażonej kukurydzy oraz karaibski rum z colą) zdały się potwierdzać założenia eksperymentu; „Beyond The Lighted Stage” z zespołu sympatycznego stworzył z Rush część rodziny poddanych badaniom przypadków.
Czy geneza leży w fenomenie samego zespołu, czy w formie w jaki obraz został stworzony - a co za tym idzie przedstawione koleje kanadyjskiego tria - to już kwestia subiektywnej oceny. Prawda leży gdzieś pośrodku ze wskazaniem na to pierwsze. W końcu jest to rzecz o facetach, którzy znają się jak łyse konie. Zwłaszcza Ged i Alex - dzieci imigrantów z Europy Wschodniej, których rodzice próbowali ułożyć sobie i potomkom życie za Wielką Wodą - zdają się być przysłowiowymi paużkami nierozłączakami, takimi które mają to samo poczucie humoru, rozumieją się bez słów i razem przez niejedno przeszli. Dlatego Neil, który dołączył do zespołu jako „ostatni” – nieważne, że tak dawno temu – wciąż przez Geda i Alexa jest określany jako „in a strange way he is and always will be the new guy”.
Nie tylko fenomen jakim Rush jest przez ostatnie dekady, ale również ten aspekt czysto ludzki jest tym co uderza z obrazu McFadyena i Dunna najbardziej. Przykład? Polecam rodział „The Ghost Rider” poświęcony okresowi w którym Neil Peart traci ukochane Jackie i Selenę, porzuca wszystko i wyrusza w motocykową podróż po Ameryce Północnej, a Ged i Alex najzwyczajniej w świecie nie dość, że zamartwaili się o swojego fumfla na śmierć to co więcej nie wyobrażali sobie kontynuwania daleszej drogi muzycznej bez niego.
Kolejnym aspektem, który rzuca się w oczy to niezwykła staranność, drobiazgowość i dociekliwość samych twórców filmu. Zadali sobie oni bowiem trud, aby dotrzeć nie tylko zarówno archiwalnych, niepublikowanych nagrań zarówo samego Rush („Garden Road”, „Fancy Dancer”), pierwszego zespołu Pearta – J.R. Flood, ale również do osób najbliżej związanych z początkami kariery kapeli, z żyjącymi rodzicami muzyków włącznie. Do tego dochodzi cała masa gości, którzy nie tyle się ujawnili, co wręcz szczycili się zamiłowaniem do tria, które (według Taylora Hawkinsa z Foo Fighters) „wasn’t for everybody, wasn’t necessary cool”, takich jak Kirk Hammett, Billy Corgan, Trent Reznor, Jack Black, czy Tim Commerford. Co by nie mówić nie są to jakieś ziutki spod budki z piwem, tylko znaczący muzycy znaczących - w swoich czasach - zespołów.
Obraz jest niezwykle płynny, spójny i – nawet dla ludzi nie tak bardzo zakręconych na punkcie Rush jak ja – niezwykle ciekawy, pokazujący (jak już wczesniej wspomniałem) przyjaźń trójki facetów, którzy nie tylko się tolerują nawzajem, ale traktują Rush coś więcej niż tylko wspólny biznes. I zapewne właśnie w tym czysto humansitycznym elemencie tkwi niewątpliwy sukces obrazu (m.in. nagroda publiczności na Tribeca Film Festival).
Zwykły film dokumentalny. Zwykła historia zwykłego zespołu. Do tych wszystkich „zwykłych” z poprzedniego zdania należy dodać przedimek „nie”. I tyle...
PS. Ten ludzki aspket Rush ma swój najzabawniejszy akcent w części zatytułowanej „Dinner with the Band at a Hunting Lodge” na dodatkowej płycie, gdzie jesteśmy świadkami niezwykle prześmiesznej konwersacji przy kolacji trzech podpistych jegomości. Ich humor udziela się też oglądającym to widzom. Polecam!
*W prawie międzynarodowym zakazuje się prowadzenia eksperymentów bez swobodnej i świadomej zgody chorego. W art.7 Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskichi Politycznych stwierdzono, że "nikt nie będzie poddawany doświadczeniom lekarskim lub naukowym bez swej swobodnie wyrażonej zgody"