…Kiedy czuję pęd powietrza, i w kolejny zakręt składam się – coś przenika mnie…
(Fatum) Mania Szybkości
Powiew wiatru we włosach? Nieograniczona wolność? Poczucie spełnienia i władzy. Spojrzenia zazdrości innych mężczyzn, kiedy czasami zabieram moją Panią moim chromowanym motocyklem. Moja Pani czasami puka się w czoło i mówi „ gupi ty znów ten „motór” bierzesz”. Nie rozumie, że motocykle to moja miłość. Nie ma nic lepszego niż wieczór przy szosie – gdzieś przy zjeździe z sześćdziesiątki szóstki. Nie ma nic bardziej fascynującego niż absolutna, nieskrępowana niczym swoboda. Mówię, ci stary – nie ma nic lepszego. Jestem tylko ja, mój motocykl i moje zapiski z podróży.
Najnowszy, osiemnasty album kanadyjskiego trio Rush jest właśnie o tym. O pasji podróżowania. Szukaniu refleksji oraz religijnych, czy wręcz metafizycznych rozważaniach. Takie trochę w stylu „Dzienników Motocyklowych”. To zdecydowanie album Neala Pearta. On zaproponował koncept i do większości utworów napisał teksty.
To męski album, o męskich przeżyciach i obserwacjach. Bardzo przestrzenny (ech ten piasek ładujący się do oczu) i taki, którego przynajmniej ja oczekiwałem od Rush. Typowy dla Kanadyjczyków. Nie za długi, nie za krótki – a w sam raz. Ten album jest jak stare wygodne kapcie i powrót do domu po długiej podróży. Od czasów Counterparts oczekiwałem dobrego albumu tria. Minęło kilkanaście lat (trzynaście) i wreszcie doczekałem się solidnej porcji muzyki. To wydawać by się mogło, niewiele więcej niż, mocarne, skomplikowane, gitarowe granie. Jaki jest Rush – każdy wie (gitara, perkusja, bas i głos). Niby schemacik znany. Szybki, wolny, szybki, balladka, instrumental. Ale jednak bierze (i to jak). Poziom niedostępny dla innych. I oczywiście, jak to w przypadku Rush – znakomita produkcja. Można się delektować każdym dźwiękiem, zmianą dynamiki, studyjnymi smaczkami. Pycha, miodzio i delicja!
Album otwiera całkiem zgrabny i nie przypadkowo wybrany na singla Far Cry. Co z tego, że przyjazny potencjalnemu słuchaczowi Radia Zet. Świetnie się słucha tego utworu w drodze do pracy. Oj tak. Remedium na warszawskie korki. Bardzo motoryczny – aż się chce wrzucić pedał gazu i przywalić maruderowi na skrzyżowaniu. Utwór bardzo charakterystyczny dla Rush. Nieco bezbarwne Armor And Sword mija na szczęście dość szybko. Kolejne utwory Workin\\\' Them Angels oraz The Larger Bowl to jedne z lepszych utworów na albumie. Znakomicie wykoncypowane i zaaranżowane. No i wreszcie Lifeson pokazał lwi pazur (sola gitarowe jedne z lepszych w wykonaniu Alexa). No i te wtręty na banjo w „Aniołach” przypominające troszeczkę R.E.M. Znakomicie pasujące do motocyklowego charakteru utworu. Pozytywne odczucia związane są również z The Langer Bowl. Utwór wpisuję się świetnie w tradycję amerykańskiego (nie kanadyjskiego) grania. Muzyka drogi. Nic tylko słuchać podczas podróży. Co mi się w tym albumie podoba, to harmonie wokalne i zwyczajnie: MUZYKA. Szczerze powiedziawszy, ostatnia produkcja Rush (Vapor Trails) był tych elementów pozbawiona. W przypadku Węży i Strzałek jest sporo tych fajnych chórków i naprawdę bardzo dobrych wokali. A i muzycznie jest znacznie lepiej niż w 2002 roku. Instrumentalne utwory – śmiem zaryzykować stwierdzenie, że jedne z lepszych w całej karierze Rush (The Main Monkey Business – rewelacja – DLA TEGO UTWORU WARTO MIEĆ TEN ALBUM). Cóż, jest też na tym albumie trochę utworów chybionych, nie do końca udanych. I zwyczajnie nudnych (np. Spindrift), ale jako całość Snake & Arrows się broni.
Można zarzucić temu albumowi, że jest mało skontrastowany. Owszem jest jednorodny. Może rzeczywiście nieco monotonny. Ale mnie ta swoista transowość się podoba. I w tym, moim zdaniem należy szukać zalet Snakes & Arrows. Nie jest to najlepsza płyta Kanadyjczyków – bo jednak złoty okres lat 70-tych „se ne vrati” – ale wstydu nie ma. Zdecydowanie lepsza pozycja niż Test For Echo i Vapor Trails. Niestety słabsza niż Counterparts. I może dlatego dla jednych TYLKO, a dla innych AŻ 7.
Sprzedaję samochód. Kupuję motocykl. Moja Pani oczywiście popuka się w czoło i powie: Kochanie, po co ci to? Jak to po co? Pojadę na koncert Rush.