ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Da Capo Players ─ String  Quartet Tribute To Dream Theater w serwisie ArtRock.pl

Da Capo Players — String Quartet Tribute To Dream Theater

 
wydawnictwo: Vitamin Records 2007
 
1. Overture 1928 /2. Pull Me Under /3. As I Am /4. Peruvian Skies /5. The Dance of Eternity 6. Lifting Shadows Off a Dream /7. Ytse Jam /8. Hell's Kitchen
 
Całkowity czas: 48:59
skład:
Skład: Steve Velez – cello, director/Pam Jacobson- violin/ Tom Taily – viola/ Randy Gravett – bass
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,2

Łącznie 4, ocena: Arcydzieło.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 6 Dobra, godna uwagi produkcja.
27.03.2007
(Gość)

Da Capo Players — String Quartet Tribute To Dream Theater

Nie przepadam za rockowymi (i metalowymi) próbami interpretacji muzyki klasycznej (cóż nie każdy jest miłośnikiem "bombastycznych form klasycznych" autorstwa Trans Siberian Orchestra). Przeważnie takie interpretacje ocierają się o kicz i są niestety dość kiepskie. Każdy szanujący się gitarzysta powinien umieć zagrać Toccatę d-moll, Jana Sebastiana Bacha i maltretować nią słuchaczy. A , Fe…
I nie do końca odpowiada działanie „w drugą stronę”. Swoista moda, zapoczątkowana przez Finów z Apocalyptici przybrała moim zdaniem rozmiary karykaturalne. Stąd też po propozycji Lothien, by zrecenzować ten „tribjut tu” moja odpowiedź zabrzmiała: NIE. I tak sobie leżała płytka, leżała. Kurzem się pokryła. No ale w końcu zdobyłem się na odwagę i …

Nie jest to aż tak źle. O tym, że utwory Dream Theater świetnie się sprawdzają w „konwencji klasycznej” przekonało (przynajmniej mnie) znakomite SCORE. Tym razem skład zespołu skrzypków ograniczył się do 4 osób. Słów kilka o ansamblu. Muzycy nagrali już w tym składzie kilka albumów „w hołdzie dla…Rush, Moby’ego, Jane’s Addiction” i chyba taka konwencja im służy. Da Capo Players nie są aż tak fenomenalni jak Kronos Quartet (nadal pamiętam ich warszawski koncert), ale prezentują się moim zdaniem bardzo dobrze. Muzycy są bardzo dobrymi instrumentalistami i całkiem nieźle odczytali techniczne zawiłości muzyki Teatru Marzeń (no i nawet trochę poimprowizowali). Utwory zebrane na albumie to dość ciekawy zbiór. Tym razem nie ma żadnych suit (co moim zdaniem byłoby dość karkołomnym zadaniem). Są za to utwory – może mniej „klasyczne” , za to bardzo charakterystyczne dla DT. Zaczyna się oczywiście od uwertury (Overture 1928). Całkiem nieźle jak na początek. Słychać całe subtelności muzyki drimów. Przepięknie poprowadzone partie skrzypiec, że świetną partią solową. Następnie Pull Me Under – dość bezbarwnie wykonane i chyba nieco bezdusznie. Mocarnie za to zabrzmiało As I Am – czyli utwór o porażającej sile ciężkości. I pomimo mało rockowego instrumentarium utwór nic nie stracił ze swej siły i mocarności. W sumie zabrzmiało to bardzo w stylu Kronosa. Oddech w postaci Peruvian Skies – huśtawka nastrojów. Odnoszę wrażenie, ze muzycy Da Capo Players lepiej się czują w utworach dynamicznych, mocniejszych, niż w balladach. Jakoś tak topornie to zabrzmiało. Poprawnie, ale bez większych wzruszeń. The Dance of Eternity – oj poszaleli muzycy. Utwór, będący pierwotnie jedną wielką klawiszową improwizacją by Jordan Rudess, jest w interpretacji skrzypków jeszcze bardziej zakręcony (te elementy country!). Lifting Shadows Off A Dream – podobnie jak w przypadku Peruvian Skies – chyba nie utrafiono w atmosferę utworu (a może po prostu zabrakło klawiszy??). Ytse Jam – miód na uszy! Szaleństwo w 100% . Oczywiście muzycy trzymają się struktury tego utworu, ale pozwalają sobie na „odjazdy”. Najmocniejszy, oprócz As I Am punkt tego albumu. Całość wieńczy Hell’s Kitchen. W przypadku tego utworu mam zagwozdkę. Z jednego z najlepszych momentów Falling Into Infinity zrobiono coś tak bezkształtnego i nudnego, że aż mdli.

Kilka słów podsumowania: jeśli album potraktujecie jako ciekawostkę będzie świetnie. Miły umilacz np. spaceru po parku, romantycznej kolacji, popołudnia (prawie) w filharmonii.

Apocalyptica była pierwsza. Da Capo Players to epigoni. Taki lajf.
 

Pozostałe recenzje autora

recenzja albumu Rush - Snakes & Arrows
Rush
Snakes & Arrows
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.