Girls in Peacetime Want to Dance to dziewiąty studyjny album szkockiego zespołu indie-popowego Belle and Sebastian. Grupa, która na rynku aktywnie działa od prawie 20 lat, zyskała stosunkowo dużą popularność płytą Fold Your Hands Child, You Walk Like a Peasant wydaną w 2000 roku. Od tego czasu bywało lepiej, bywało gorzej, ale Szkoci pozostawali wierni temu, co od początku kariery forsowali – pozytywne pop-rockowe granie z folkowymi elementami. W ostatnim czasie doszły do tego subtelne sample elektroniczne… I właściwie tego typu granie utrzymane zostało na najnowszym albumie Girls in Peacetime Want to Dance.
Na płycie nie ma trudnych dźwięków. Jest za to ogromna dawka radości, optymizmu i sympatycznych brzmień („Nobody’s Empire”). Często pojawiają się jednocześnie brzmieniowe ozdobniki, które w dużej mierze pozwalają na bardziej zaangażowany odbiór albumu. Już w pierwszych kilku utworach trafiamy na cytaty ze zwariowanej psychodelii lat 60. („Allie”), synthpopu w „The Party Line” (może rozruszać parkiet), czy dreampopu w „The Power Of Tree”. Dalej jest równie intrygująco. Do lat 80. i trafiamy podczas „Enter Sylvia Plath” - Pet Shop Boys byliby dumni! Świetnie słucha się „The Everlasting Muse” z klezmerskim, barowym finałem, wspartego chilloutowym brzemieniem i gitarą „Perfect Couples” oraz countrowego „Ever Had A Little Faith?”. Alternatywne brzmienia, trochę bardziej pokręcone pojawiają się dopiero w przedostatnim „The Book Of You” – trochę przegryzionych dźwięków, szarpiąca solówka… A całość zamyka melodyjne, przestrzenne „Today (This Army’s For Peace)”.
Girls in Peacetime Want to Dance to album, którego piękno jest niewidoczne przy pierwszym przesłuchaniu. Płyta może umknąć gdzieś między kolejnymi pozycjami brytyjskich artystów, które nieustannie zalewają rynek. Warto jednak docenić Szkotów z Belle and Sebastian, ponieważ nie dość, że konsekwentnie podążają wykreowanym przez siebie stylem, to do tego przy każdym albumie dodają smaczki. Tym razem zaprezentowali album bardzo eklektyczny, ale jednocześnie spójny – dwanaście utworów wypełnia głównie porządny indie-pop, ale międzypokoleniowe cytaty muzyczne sprawiają, że całości słucha się naprawdę przyjemnie.