Szaleją Ci młodzi Brytyjczycy! Niedawno świat zachwycał się Jake’iem Buggiem (r.1994) i Tomem Odellem (r.1990), a dzisiaj dane nam jest słuchać kolejnej (już-)gwiazdy. Przed Państwem George Ezra (r.1993)!
Nie wiem z czego wynika tak duża popularność tych młodych songwriterów. Może ma to być odpowiedź angielskiej alternatywy na popkulturowy twór znany jako One Direction? No cóż. Walczymy. Był już Bugg, który zachwycał głosem i czerpaniem garściami z Johnny’ego Casha, czy Neila Younga. Był Oddel, który zapraszał do sfer alternatywnego indie-popu. Teraz pojawił się trzeci muszkieter do kompletu – George Ezra, który jest do nich w pewnym sensie podobny, ale też bardzo inny zarazem. Ciągle mówimy o młodym chłopaku śpiewającym piosenki i grającym na gitarze, ale tym razem słyszymy najwięcej wpływów amerykańskich. Na Wanted On Voyage znajdziemy bardzo dużo bluesa, country, muzyki drogi, folku i americany. Brytyjskości w tym wszystkim jest wyjątkowo mało.
Właśnie te najbardziej surowe utwory podobają mi się najbardziej. Wystarczy posłuchać „Did you Hear the Rain” – genialny, klasyczny blues-song, a zarazem niezwykła pieśń stepów. W pierwszej części brzmi prawie jak modlitwa do Wielkiego Manitou. Cieszy też surowa gitara i prosty rytm w „Breakaway” oraz zamykający album „Spectacular Rival”, który brzmi jakbyśmy słuchali koncertu w zadymionym barze, gdzieś przy opuszczonej autostradzie. Bardzo nastrojowy, niepokojący kawałek.
Poza tym, co naprawdę warte uwagi, Ezra umieścił na swoim debiucie mieszankę tego, co we wspomnianych wcześniej gatunkach najlepsze i opakował to w zgrabne, ale dość szablonowe aranżacje. Dzięki temu wszystkie utwory mają niebywałą lekkość, wpadają w ucho, zostają z tyłu głowy i niełatwo się od nich uwolnić. Już pierwszy „Blame It On Me” to wesoły, przebojowy kawałek, który powinien na spokojnie podbić mainstream. Dalej możemy posłuchać miłych, swobodnych „Budapest” i „Barcelona”, a dzieli je „Cassy O’”, w którym do zabawy zaprasza rytmiczna gitara, tamburyn i radośniejszy głos Ezry. Dla mnie to przebój numer jeden. Gdzieś na pograniczu prostego grania folkowego i ambitniejszych nawiązać do klasyków są takie utwory jak „Listen to the Man”, „Over The Creek” i bardzo przyjemne „Leaving It Up to You”. Do tego możemy dorzucić jeszcze poprockowe, nastawione na rozrywkę, „Dawing Board” i „Stand by Your Gun” i mamy komplet.
Wanted On Voyage to prawie 45 minut dobrego, rytmicznego i radosnego grania. Na albumie nie ma rozbudowanych, porywających wirtuozerią kompozycji, ale są bardzo szczere, dobrze napisane i zaśpiewane piosenki. George Ezra ma niezwykły talent do pisania hitów (sam aranżuje swoje utwory). Gdy dorzucimy do tego jeszcze uwagę o niepowtarzalnym, aksamitnym, a zarazem głębokim głosie, to trzeba uczciwie przyznać, że chłopak ma szansę wiele osiągnąć. Na razie kolejny raz włączam Wanted On Voyage i cieszę się przyjemnym popołudniem.