Na początku lipca tego roku Szkoci z Abel Ganz, tradycyjnie już niespiesznie, po sześciu latach milczenia, powrócili z kolejnym studyjnym albumem. Poprzedni krążek, wydany w 2008 roku Shooting Albatross, rozczarowywał. Jak swego czasu napisałem o nim w recenzji: „to płyta kompletnie przewidywalna, trzymająca się „świętych” progrockowych schematów oraz wzorów i nie oferująca nic, czego nie słyszelibyśmy już gdzieś wcześniej”.
Na szczęście szósta studyjna płyta formacji, zatytułowana po prostu Abel Ganz, przynosi nową jakość i na swój sposób jest nowym otwarciem. Bo w Abel Ganz nie tylko nie ma już tak silnie kojarzonego z kapelą i znanego w progresywnym światku wokalisty Alana Reeda, ale także twórców formacji Hew Montgomery’ego i Hugh Cartera (choć pojawiają się w trzech nagraniach). I wydaje się, że te personalne przetasowania mogły być źródłem pewnych zmian, które zespołowi z pewnością wyszły na dobre.
Przede wszystkim muzycy odeszli od sztywnego trzymania się progresywnej formy. Oczywiście jest jej sporo. Choćby w samej strukturze albumu – na plan pierwszy wysuwają się: wielowątkowa, składająca się z pięciu części suita Obsolescence z solowymi partiami instrumentów klawiszowych i gitary oraz symfonicznymi aranżami (suitę poprzedza zresztą orkiestrowy wręcz, mocno klasyczny wstęp w postaci drobiazgu Delusions of Grandeur), czy trwający prawie kwadrans bardzo dobry Unconditional – klasycznie progresywny, z jazzowymi wtrętami.
Ogólnie jednak ta płyta nie powala jakimś wielkim rozmachem, a operuje raczej nastrojem i subtelnością. Mnóstwo bowiem na niej akustycznych, bardzo ascetycznych dźwięków. Najwyraźniej je słychać w Spring i A Portion of Noodles, w których Mick MacFarlane czaruje akustyczną gitarą, ale spore momenty takiego grania usłyszymy też w wielu innych utworach.
Oryginalność brzmienia podkreśla tu też bogactwo użytych instrumentów. Są organy Hammonda, trąbki, tuby, obój, skrzypce, wiolonczele, altówki, czy gwizdek. Chwilami muzyka nabiera bardzo folkowego charakteru. Kompletnym zaskoczeniem jest Heartland, z żeńską, jakby orientalną wokalizą Joy Dunlop, z dużym pierwiastkiem world music, na której elementy natrafimy też w kolejnym End Of Rain. Szokiem dla fana Abel Ganz może okazać się piosenka Thank You zagrana w stylu… country! Naprawdę urocza, z ciepłą melodyką i zwracającą uwagę partią akordeonu autorstwa Malcolma Jonesa. Całość kończy nastrojowy The Drowning, ze smakowitą trąbką, nadającą kompozycji jazzowego klimatu. Tego ostatniego dodaje ponadto ascetyczna, jednak przyciągająca uwagę „zimowa” szata graficzna.