Choć muzycy Marillionu w tym roku zdążyli już wydać swoje kolejne (które to już?) dzieło koncertowe w postaci przepastnego, pomieszczonego w jednej z wersji na czterech płytach DVD, A Sunday Night Above The Rain, sięgnijmy do poprzedniego – ledwie dwupłytowego w wersji DVD – wydawnictwa Brave Live 2013. Tytuł mówi wszystko. Artyści postanowili zaprezentować jeden ze swoich ikonicznych krążków w całości na żywo i zapisać dla potomności. Dodajmy od razu, że nie uczynili tego po raz pierwszy. Przypomnę, że w 1996 roku światło dzienne ujrzała dwupłytowa koncertówka Made Again, na której na drugim dysku znalazło się pełne wykonanie Brave. Osiem lat później grupa powróciła do tematu publikując materiał DVD Brave Live 2002. Dodam, że w 1995 roku album doczekał się jeszcze swojej wersji filmowej, dostępnej na DVD od 2004 roku… Czy warto zatem było po raz kolejny wchodzić do tej samej rzeki? Myślę, że tak. Choćby dlatego, że poprzedni materiał wizyjny z 2002 roku wypadł najdelikatniej mówiąc bardzo przeciętnie.
Muzycy zmierzyli się z obchodzącym w tym roku 20 – lecie Brave 9 marca 2013 roku podczas organizowanego w Holandii Marillion Weekend i uczynili to doprawdy w zacny sposób. Duża, szczelnie wypełniona sala w Center Parcs, przestronna scena z trzema ekranami, bogate światła i muzycy w naprawdę bardzo dobrej formie. Materiał wykonują z ogromnym pietyzmem, smakiem, wiernie oddając niemalże każdy detal mającego dwie dekady klasyka. Uwagę przykuwa oczywiście Hogarth w istotnie świetnej dyspozycji wokalnej. Nie sili się na jakieś niepotrzebne gesty, słowa, komentarze, czy dialogi z publicznością, od początku oddając się i podporządkowując swoistemu muzycznemu misterium. Raz potrafi być liryczny i nastrojowy, innym razem iście demoniczny i naładowany emocjami. Grupa okrasiła ten koncert elementami parateatralnymi. I tak w Runaway Hogarth rozrywa opętańczo trzymane w garści białe tulipany, w Mad maluje usta rażąco czerwoną szminką, w Hard As Love plecie warkocze (i przy okazji zostaje porwany przez dwóch zamaskowanych mężczyzn), w Paper Lies, ubrany w złoty garnitur, rozrzuca banknoty a w Brave staje między zapalonymi przez Jennifer Rothery (córkę gitarzysty) świecami. Najpiękniejszym momentem jest oczywiście znakomite wykonanie The Great Escape, po którym zespół otrzymuje największe owacje, jednak równie niezwykłe jest zaprezentowanie kończącego całość Made Again, podczas którego na scenie pojawiają się reprezentanci fanów z kilkudziesięciu krajów świata z flagami swoich państw.
Występ zarejestrowano przy użyciu aż 15 kamer i zmontowano w naprawdę bardzo ciekawy, oddający dramatyzm koncertu, sposób. Trudno też przyczepić się do wysokiej jakości dźwięku. Te superlatywy dotyczą oczywiście także dysku numer dwa, który już tak nie intryguje, jest jednak solidną przystawką do dania głównego. Otrzymujemy na nim między innymi dwa kolejne fragmenty koncertowe. Drugą, trwająca godzinę, część występu z 9 marca, podczas której dostajemy przeciętne Rich, The Damage, Trap the Spark i Drilling Holes oraz kilka bardziej klasycznych rzeczy, takich jak Out of this World, Seasons End, The Space i przede wszystkim najstarsze Warm Wet Circels, w którym odczuwamy brak charakterystycznej wokalnej zadziorności Fisha i podziwiamy skandującą tytuł publiczność. W ekstra dodanym – trwającym kwadrans – fragmencie Friday Night Songs mamy wyjątek z koncertu, który odbył się w piątkowy wieczór, 8 marca. Popowe Hooks in You i Cover My Eyes połączono tu z Fishowskim Slainte Mhath.
Cóż, Brave Live 2013 to rzecz bardzo udana, wręcz stylowa, tylko… czy wypada mi zachęcać do niej fanów, którzy hurtowo zalewani są przez kapelę kolejnymi wydawnictwami koncertowymi?