Cóż, cisza też jest muzyką. Fraza, pojedynczy dźwięk. Szelest spadającego liścia czy kapiąca skądś woda. Wszystko, choćby minimalne i bezsensowne w zwykłym kieracie dnia powszedniego - … jest muzyką. Potrafimy to dostrzec? A ściślej: usłyszeć? Zagonieni przez świat do granic możliwości czy aby nie utonęliśmy w tej dżungli codziennych obowiązków? I już nie ma dla nas wytchnienia, ratunku, natchnionych nut, obrazujących najmniejsze, acz nieocenione piękno tego świata.
Staramy się. Ok, ja staram się jak mogę. Różnie mi to czasami wychodzi (taa… , bo i wiek nie ten, oczekiwania zbyt wielkie i spełnienie nazbyt oczywiste). Ale próbować trzeba. By nie dać się zamknąć w białym pomieszczeniu własnej nietolerancji i poprawności politycznej zarazem. Toteż nie posypuję sobie głowy popiołem za każdym razem, gdy w mym odtwarzaczy zabrzmi muzyka nie będąca odpowiedzialnym ucieleśnieniem naszej tzw. wysokiej kultury. Zresztą, o czym ja tu piszę – te sztuczne podziały, szufladki wprowadzone nie wiadomo dlaczego to kwintesencja epatowania własnym ego. Udawana obiektywność w zupełnie subiektywnym spojrzeniu na świat. By sobie to uświadomić niewiele trzeba. Wystarczy wyjść poza ogrodzone drutem kolczastym własnej niechęci getto. Łatwo nie będzie, nie ma mowy, ale … dlaczego by nie spróbować?
Jambinai, koreański zespół, który już jutro o północy wystąpi na poznańskim Ethnoporcie (a tak, taki festiwal, nie do końca ogarnięty przez media) to właśnie taka muzyka przełamująca granice. To połączenie tak wielu stylów, aż chwilami nie chce się wierzyć, że można je obok siebie zestawić. Ni to jazz, ni to folk, ni to metal czy inne industrialne brzmienia. Wszystko po trochu - 잠비나이 – to taki tygiel, w którym wszystkie naleciałości naszej cudownej XXI wiecznej cywilizacji mieszają się i siłują, próbując przepchnąć swoje „ja” ponad inne gatunki. Dzieje się w tej muzyce sporo, nawet wówczas, gdy na pierwszy plan wychodzą swoiście wycyzelowane pojedyncze nuty lub frazy. Jakiś brzęk, szarpnięcie strun. Pojedynczy, przeciągły jęk gitary czy wsmaplowany odgłos fletu lub innego ornamentalnie potraktowanego instrumentu sugerować mogłyby muzyczne lenistwo, a … jest przeciwnie. Muzyka sprawia wrażenie zwartej i przemyślanej, szczękanie i zgrzytanie sampli idzie tu w parze ze śpiewnym westchnieniem tradycyjnych, ludowych instrumentów. Dzięki temu całość nabiera niezwykle medytacyjnego charakteru: ta muzyka po prostu jest obok nas. Nie wymaga poklasku, nie stroi groźnych min, nie oczekuje nadmiernej uwagi. Po prostu jest i właśnie owym „trwaniem” nie pozwala o sobie zapomnieć.
Debiutancka EP-ka Jambinai z 2010 roku to muzyka idealnie pasująca do naszego serwisu, wystarczy spojrzeć na czasy utworów. Tytułów nie wymienię z oczywistych względów, jednak każdy z kawałków zawartych na debiutanckim krążku zasługuje na uwagę. Warto tę nazwę zapamiętać, zresztą wrócimy do niej wkrótce w naszym serwisie…