Brytyjska formacja IQ jest jednym z tych rycerzy progresywnego stołu (jak to swego czasu pisał o nich Tomasz Beksiński), dla którego czas jakby stanął w miejscu. Inne ważne kapele tworzące w latach osiemdziesiątych siłę neoprogresywnego stylu od tego czasu zdążyły zrobić trochę skoków w bok (patrz Marillion, który po odejściu Fisha przymierzył się do nieco innej muzycznej bajki, czy nawet Barrettowski Pendragon flirtujący z metalowym brzmieniem i… rapowankami), tymczasem IQ konserwatywnie i konsekwentnie pozostaje od długiego czasu przy dźwiękach, które przyniosły mu estymę blisko trzydzieści lat temu z rzadka wypuszczając kolejne studyjne materiały. Pewnie i z tych powodów cieszy się dziś wśród miłośników neoproga niemalże kultowym statusem, jednak czy może mówić o popularności takiej jak przed laty?
Na The Road Of Bones czekaliśmy pięć lat, bo tyle czasu upłynęło od wydania poprzedniego materiału Frequency i tak jak wynika z powyższego wstępu najnowsze dziecko Brytyjczyków nie przynosi wielkich stylistycznych zaskoczeń. Otrzymujemy pięć, w większości rozbudowanych, kompozycji hołdujących klasycznemu progresywnemu rockowi. Tym, co przede wszystkim zwraca uwagę na The Road Of Bones to bardzo szerokie wykorzystanie i tym samym ogromna rola instrumentów klawiszowych, które jednak nie oferują ekwilibrystycznych solowych popisów, tylko tworzą głębokie, długie tła kreując klimat i nastrój. Podobnie jest zresztą z partiami gitar. Te grają głównie riffowo rezygnując prawie z solówek. Tych, bardzo zresztą krótkich, dostaniemy kilka w najdłuższym i najlepszym na płycie Without Walls. Poza tym jest ich jednak jak na lekarstwo. IQ na najnowszym albumie wydaje się też nieco bardziej mroczne. Tę mroczność mogą podkreślać mocne riffy w rozpoczynającym całość From The Outside, czy prawie metalowe zagrywki w drugiej części tytułowego The Road Of Bones (w tej ostatniej kompozycji warto zauważyć fajnie wykorzystane partie instrumentów klawiszowych przywołujące muzykę z… Kraju Kwitnącej Wiśni). Ponadto kompozycje rozwijają się bardzo powoli i zazwyczaj trzymają się średnich, dalekich od rytmicznego skomplikowania, temp. Przykładem na to niech będzie najkrótszy w zestawie Ocean, lekko oniryczna i bardzo ładna ballada z dodatkowym wykorzystaniem akustycznej gitary i wokalnych harmonii. A o tym, że to IQ nie pozwala jeszcze zapomnieć jedyny w swoim rodzaju i natychmiast rozpoznawalny głos Petera Nichollsa. The Road Of Bones zwraca również uwagę wyjątkowo udanymi, niebanalnymi melodiami, które zostają w słuchaczu na dłużej.
Do podstawowego krążka muzycy dodali drugi dysk, na którym znalazło się prawie 50 minut zupełnie premierowego materiału. Sześć bardzo przyzwoitych utworów, które jednak mają bardziej różnorodny, chwilami poszukujący charakter i nie trzymają się jakiegoś wspólnego muzycznego konceptu. Więcej w nich zabawy rytmem (np. początek Knucklehead), więcej nieco żywszego grania, a nawet quasi industrialnych rozwiązań (wstęp do Constellations). Z drugiej strony w ostatnim Hardcore dostajemy kawał pięknej, utrzymanej w arcyklasycznym stylu, gitarowej solówki. Jednym słowem nie dziwi, że muzycy nie wpasowali tych rzeczy do bardzo spójnej podstawowej części albumu.
Bardzo udany, ciekawy album, choć nie da się ukryć, że przede wszystkim dla zwolenników starej progresywnej szkoły.