ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu IQ ─ Nomzamo w serwisie ArtRock.pl

IQ — Nomzamo

 
wydawnictwo: Squawk Records 1987
 
1. No Love Lost (6:02)
2. Promises (As The Years Go By) (4:34)
3. Nomzamo (7:00)
4. Still Life (5:57)
5. Passing Strangers (3:47)
6. Human Nature (9:41)
7. Screaming (4:07)
8. Common Ground (6:59)
CD Bonus tracks:
9. Colourflow (5:26)
10. No Love Lost (Piano/Vocal Version) (4:12)
 
Całkowity czas: 57:52
skład:
Line-up / Musicians :
- Paul Cook / drums ; - Tim Esau / bass, bass pedals, rhythm guitar, vocals ; - Mike Holmes / electric and acoustic guitars, guitar synth ; - Paul Menel / vocals ; - Martin Orford / keyboards, vocals
Additional Musicians:
- Ray Carless / sax ; - Phillip Erb: Emu II programming ; - Micky Groome / backing vocals ; - Jules / vocal duet (Track 9)
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,2
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,9
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,5
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 19, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
12.05.2012
(Recenzent)

IQ — Nomzamo

Plażowa Kolekcja Artrocka.

 Tak szybko? Redaktor Kapała się nie pomylił? Przecież dopiero początek maja? Fakt, że już było kilka dni z temperaturami w granicach trzydziestu stopni, ale żeby się tak  spieszyć?  No a kiedy jak nie teraz?  Przecież potrzeba trochę czasu, żeby do kanikuły się odpowiednio przygotować. Ciuchowe kolekcje plażowe przedstawiane są już zimą i maj  to wcale nie jest za wcześnie. Pisanie o płytach na plażę pod koniec sierpnia nie ma już wielkiego sensu. Chyba, że ktoś planuje wakacje we wrześniu. Ale to głównie ci, co dzieci jeszcze nie mają, albo już nie mają. Chociaż… powiedzieć bachorowi, że tatuś, czy mamusia ma urlop we wrześniu, bo tak wyszło, siła wyższa, niedobry pan dyrektor, młody pod kuratelę dziadków, a starsi do Włoch, Portugalii, czy Hiszpanii. Co, że nie wolno bujać bachora? Przecież wszyscy rodzice kłamią. Jedno kłamstwo mniej, czy więcej – wsio ryba. I tak za jakiś czas potomek się zemści wsadzając swoich rodzicieli do domu starców.

 Ale wróćmy do plażowej kolekcji Artrocka. Jak sama nazwa wskazuje, ma to pasować na plażę, ale musi to też jakoś pasować do  bardzo pokrętnej linii programowej Artrocka, który kiedyś był portalem głównie prog-rockowym, a teraz jest głównie … portalem. I żeby nie było żadnych nieporozumień i niedomówień – wszystkie te płyty zostały przetestowane w warunkach poligonowych – plaża, leżaczek, palma, drink z parasolką, temperatura otoczenia +30, a Atlantyku oddalonego o jakieś pięć metrów – niewiele niższa. Dlatego nie ma tu żadnej ściemy – one moim zdaniem na plażę pasują bardzo dobrze. A że zestaw może wydawać się dosyć dziwny? To Artrock, tu normalnych nie ma. A więc – Plażowa Kolekcja Artrocka – odcinek pierwszy.

 Na początek IQ – „Nomzamo” i tym samym od razu dwa cykle podają sobie rączki, bo przy okazji jest to też i Ćwiara Minęła AD 1987!

 Ciężko po czymś takim jak „The Wake” nagrać coś, na co nie poleciałyby cegłówki recenzentów i słuchaczy, do tego jeszcze jeden z filarów zespołu, wokalista Pete Nicholls,  sobie poszedł. Ale dwa lata po „Stypie”, IQ wydało nowy album – „Nomzamo”. Wszyscy zainteresowani pamiętali poprzedni, dlatego „Nomzamo” zostało przyjęte z dużą rezerwą. Zupełnie słusznie zresztą.

 Są dwie szkoły nagrywania następców epokowych płyt – pierwsza – próbujemy przeskoczyć siebie, co bardzo często kończy się połamaniem kończyn, przy upadku ze sporej wysokości, a druga – dobra, wyżej pewnej części ciała nie podskoczymy, zrobimy skok w bok – coś innego, może prostszego. Wtedy najczęściej dostaje się bęcki od fanów i krytyków. Ale też często z perspektywy czasu okazuje się, że to akurat artyści mieli rację, bo z wiekiem takie dzieło zyskuje na wartości. Trudno powiedzieć,  jak jest z „Nomzamo”, bo zespołowi trochę inne cele przyświecały – IQ zaczęło się kumać z rockowym mainstreamem, a na to słuchacze nigdy nie patrzą łaskawym okiem. Tyle, że w tym czasie bardzo wiele zespołów prog-rockowych tak robiło. Jak im to wyszło? Jaki był tego efekt? Dyskusyjny. Z jednej strony koszmarny „Screaming” z piszczącymi klawiszami, a z drugiej przeuroczy damsko – męski duecik wokalny w „Colouflow”, okraszony nieco dancingową, ale ładną partią saksofonu. Pozostałe dwa z tej działki, czyli „Passing Strangers” i „Promises” są niezłe, ale szału nie robią. Jeżeli miał to być materiał na numery radio-friendly, to trudno było liczyć na sukces. Za to bardzo dobrze wypadły te bardziej progresywne utwory. Tytułowy to jeden z najlepszych numerów IQ w ogóle – ten będący kręgosłupem całego utworu, niesamowity, hipnotyczny rytm wybijany przez bębny – najpierw tylko one same, potem dyskretny klawisz, jakieś przeszkadzajki, bas, potem reszta perkusji, reszta zespołu, moc rośnie. Ale dalej wszystko podporządkowane jest tym „plemiennym” bębnom, które cały czas gdzieś tam w tle wybijają swój rytm. To nic, że to „syntetyki” dość nieudolnie naśladujące afrykańskie  i tak całość robi naprawdę duże wrażenie.

Za to  pomysł na „No Love Lost” jest mało skomplikowany; najpierw syntezatory, potem „posuwista”, równo i prosto dudniąca perkusja – koncepcyjnie i kompozycyjnie przypomina to trochę „Hold Your Head Up” Argenta. Proste to jak budowa cepa, ale żre aż miło. O ”Human Nature” i „Common Ground” można powiedzieć, że są całkiem dobre i ciekawie się rozwijają. „Human Nature” to  mini-suita z efektownym finałem, a „Common Ground” jest zbudowane podobnie, czyli wolno i cicho, a potem głośno i szybko, i wieńczy je bardzo efektowna gitarowa solówka.

 Próba  dotarcia do szerszej publiczności raczej się nie powiodła i to pod każdym względem, bo i płyta przebojem nie była, i tak po prawdzie nie było z czym do tej szerszej publiczności  docierać. Słychać, że panowie z IQ nie mieli zbyt dobrej ręki do komponowania rockowych przebojów, a „Colourflow” jest raczej wyjątkiem potwierdzającym regułę. Paradoksalnie najlepiej na tych „komercjalizujących” zabiegach wyszły te najbardziej prog-rockowe numery. Przydała im się ta zaprogramowana w założeniach zwięzłość – konkretnie, sensownie, bez udziwnień i zbędnych dygresji.

 Bardzo „Nomzamo” lubię, chociaż nie będę się upierał, że jest to wielkie dzieło. Raczej można powiedzieć, że jest to rzecz nierówna – koszmarny „Screaming” i rewelacyjny tytułowy. Ale nawet jako całość broni się dość dobrze, bo oprócz tego nieszczęsnego „Screaming” reszta już dobrze sobie daje radę. Przyznam się szczerze, że chyba właśnie jej słucham najczęściej, nawet chyba częściej niż „The Wake”. Zastanawiam się dlaczego… Pewnie dlatego, że jest tak bezpretensjonalna, lekka, zrobiona starannie, ale bez napinki, bez silenia się na wielką sztukę. A do tego kilka znakomitych utworów.

 Trochę danych taktycznych: oryginalnie w 1987 roku „Nomzamo” ukazało się w dwóch wersjach – na winylu i na CD. Wersja analogowa była krótsza i zawierała osiem utworów, nie było „Colourflow” i „No Love Lost”(Piano version). Na kompakcie oba znalazły się jako bonusy, ale w zasadzie są to regularne utwory z płyty i tak trzeba je tak traktować – a na pewno  „Colourflow”. W 1995 roku ukazało się wznowienie z koncertową wersją „Common Ground”.

 

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.