„Trzy Percepcje Podróży Do Wnętrza Ziemi” – epizod 1: dźwięk
Artrock.pl postanowił również wziąć udział w celebracji 40-tej rocznicy wydania „Journey To The Centre Of The Earth” Ricka Wakemana. O ile artysta uczcił to wydarzenie – odbywającą się właśnie - spektakularną trasą koncertową po Zjednoczonym Królestwie, my postanowiliśmy dorzucić do tego swoją cegiełkę, poświęcając temu dziełu trzy-odcinkowy mini-cykl.
Rickowi Wakemanowi podobno marzyło się nagranie dźwiękowej opowieści - w pełnym tego słowa znaczeniu - już od dziecka, a dokładnie od chwili, kiedy ojciec zabrał go na koncert „Piotruś i wilk” Sergieja Prokofiewa. Ziarno fascynacji kiełkowało powoli przez lata w umyśle Wakemana juniora, aż wreszcie kiedy Rysiu był (wprawdzie wciąż gówniarzem, ale) muzykiem mającym już renomę jednego z najciekawszych pianistów sesyjnych młodego pokolenia, postanowił przelewać swoją muzyczną fascynację na papier nutowy. Jak twierdzi sam zainteresowany, pierwsze muzyczne zlepki, które później przerodzić się miały w monumentalne dzieło powstawały już w 1971 roku, czyli jeszcze zanim Wakeman został zrekrutowany do Yes.
Już legendą obrosły historie o okolicznościach, w jakich muzyka z „Journey To The Centre Of The Earth” powstawała. Wszyscy znamy andegdoty o tym, jak Wakeman musiał się zapożyczyć na potrzeby zorganizowania rzeczonych koncertów, jak A&M niemal wyśmiało pomysł, czy o tym, jak symfonicy z Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej, wietrząc nosem okazję na dzień przed premierowym wystawieniem dzieła w Royal Festival Hall, podobnież zażądali podwójnej stawki...
Ile w tym wszystkim prawdy, a ile legendy dziś nie ma większego znaczenia. Ważne, że koncerty się odbyły, a drugi z nich zarejestrowano (warto tutaj wspomnieć, że oryginał miał być niemal 15 minut dłuższy, a musiał zostać okrojony ze względu na ogranicznia pojemności płyty winylowej) i wydano na płycie kilka miesięcy później.
Wakeman porwał się tutaj na prawdziwie pompatyczną formę. Momentami może i nie do końca spójną, nie mającą do końca logicznego ciągu muzycznego, lecz przepełnioną całą masą rewelacyjnych motywów i świetnych fragmentów. Może i zespół rockowy nie do końca w tym przypadku współgra z orkiestrą (na szczęście nie brzmi to aż tak koślawie jak na - mimo wszystko rewelacyjnym - „Days Of Future Passed” The Moody Blues), ale nie ma to tutaj większego znaczenia. Kolejne fragmenty, raz bardziej orkiestrowe, raz bardziej rockowe, poprzecinane narracjami Davida Hemmingsa, złożyły się na niesamowitą muzyczną opowieść, pozornie tylko sprawiającą wrażenie przerostu formy nad treścią. Niemal każdy kolejny fragment płyty zapada w pamięć, podparty ciekawym klimatem oraz wirtuozerią lidera tu i ówdzie.
Pomimo pewnych niedostatków „Journey To The Centre Of The Earth” okazało się płytą ponadczasową. Jako jedna z wielu prób syntezy rocka z muzyką klasyczną daje wyraz nie tyle górnolotności i sztuki dla sztuki, ile bardziej fascynacji obydwoma – skrajnymi – nurtami, które mimo wszystko mają gdzieś wspólny mianownik i które dzięki determinacji, ambicji i inwencji twórczej takich ludzi jak Wakeman mogą żyć ze sobą w symbiozie i wciąż fascynować kolejne pokolenia fanów.
Już jutro epizod drugi: obraz.