Fotografie to już drugi solowy album wokalisty Lady Pank Janusza Panasewicza. Poprzedni krążek, zatytułowany po prostu Panasewicz ukazał się sześć lat temu. Jego nowe dzieło imponuje już na starcie formą wydania. Przyjemne w dotyku pudełeczko, obok obowiązkowego dysku, nie zawiera standardowej książeczki lecz… dwanaście stylowych, czarno - białych fotografii Panasewicza autorstwa Jacka Poremby (po ich drugiej stronie pomieszczono teksty zawartych na albumie kompozycji). I już chociażby w tym pomysłowym wydawniczym zabiegu mamy uzasadnienie tytułu krążka. Wydaje się jednak, że wspomniany tytuł ma przede wszystkim odbicie w tekstach Panasewicza, które - jak sądzę - są swoistymi fotografiami z jego życia. Podobnie jak na debiucie mają one wyjątkowo osobisty charakter. Sporo w nich nostalgii i tęsknoty za tym, co już minęło (Między nami nie ma już, Bierze mnie na sentymenty, Autostradą...). Kluczowe jednak motto wygłasza artysta w Nie ma w życiu ważnych spraw (to co najważniejsze, to by po prostu w życiu żyć).
O ile za wspomniane teksty w całości odpowiada Panasewicz, tak za muzykę doskonale znany wszystkim John Porter i zaproszony do projektu Kuba Galiński. Pierwszy z nich skomponował siedem kompozycji, drugi, będący tu także klawiszowcem, gitarzystą, realizatorem i osobą miksującą całość, trzy. A skoro przy osobach jesteśmy, dodajmy, że ze składu nagrywającego debiut Panasewicza pozostał tylko Piotr „Wino” Winnicki. Warto też zauważyć, że obowiązki perkusisty pełni tu muzyk Lady Panku, Kuba Jabłoński.
A jak jest muzycznie? W porównaniu z debiutem Fotografie wydają się albumem bardziej rockowym i gitarowym, mniej akustycznym, do tego chyba bardziej różnorodnym. Nie oznacza to oczywiście, że nie ma w nim wręcz popowej przebojowości, która może połaskotać fanów macierzystej formacji Panasewicza. Wystarczy posłuchać kapitalnego, prącego do przodu openera, Między nami nie ma już, czy piątego w zestawie Nie zamykaj okien z nośnym refrenem. Co ciekawe, autorem obu numerów jest właśnie Galiński. Radiowy potencjał ma jeszcze zamykający całość Autostradą… Ale to akurat akustyczna ballada. Zresztą, większość kawałków ma udane, zapamiętywalne melodie. Nie tylko jednak na nich opiera się siła tego krążka, a na naprawdę ciekawych rozwiązaniach aranżacyjnych. I tak we wspomnianym Nie zamykaj okien zwraca uwagę dominująca nad całością, nadająca pewnego transu, przesterowana gitara. Z kolei w końcówce Do góry głowa przyjacielu dostajemy gitarę delikatnie pachnącą amerykańskim południem w lekko psychodelicznym sosie. Tępy nóż przynosi kawałek surowego, ascetycznego nieco rocka w stylu The White Stripes, a Facet na plaży oferuje specyficzną oniryczność, lekko country’ową gitarową zagrywkę powracającą w głębokie lata 60-te i klawiszowe tła w oldskulowym klimacie. Następująca zaraz po nim Druga szansa zaskakuje z kolei syntetycznym, jakby odhumanizowanym rytmem. W Co będzie gdy i Autostardą... możemy usłyszeć partie skrzypiec Natalii Gadziny. Jednym słowem, ciekawy wielobarwny album, któremu pewnej spoistości dodaje charakterystyczny wokal Panasewicza.