To już czwarte solowe dokonanie, znanego z Galahad, Lee Abrahama. Po Pictures In The Hall (2004), View From The Bridge (2005) i Black and White (2009) przyszedł czas na wydany w tym roku Distant Days. A nie zapominajmy, że muzyk wypuścił jeszcze w 2008 roku krążek Idle Noise w duecie ze Stevem Kingmanem. I nie wiem, czy nie wyszedł mu tym razem najciekawszy krążek w jego karierze…
Tradycyjnie już, poza debiutem, na którym Abraham zagrał na wszystkich instrumentach, basista otoczył się gromadką bardzo cenionych i znanych w progresywnym światku ludzi. Są tu zatem muzycy z takich kapel, jak Threshold, Credo, Riversea, Cosmograf, Frost*, czy Lifesigns. Nie powinna zatem dziwić muzyczna stylistyka prezentowana na Distant Days. To oczywiście neoprogresywny rock. Niezbyt pokombinowany, ładnie i ciekawie zaaranżowany i do tego bardzo szybko trafiający do słuchacza. Bo choć materiał trwa godzinę, jest różnorodny i nie nuży. To najpewniej zasługa licznych gości odciskających swoje piętno na poszczególnych kawałkach (dość powiedzieć, że praktycznie każdy numer śpiewany jest przez innego wokalistę, w tym samego Abrahama).
Potwierdza to już otwierający całość Closing The Door, w którym usłyszymy wokalne harmonie i charakterystyczne gitary jakby żywcem wyjęte z bardziej przebojowych numerów Threshold. I nie powinno to dziwić, wszak w kompozycji tej udziela się gitarzysta tej brytyjskiej formacji Karl Groom. Kolejne dwa utwory mają jeszcze lżejszy wymiar. Distant Day to przyjemna, utrzymana w średnim tempie balladka z ładnym nastrojowym solo na gitarze, zaś The Flame, choć ponad 7 – minutowe, ma przebojowy, nośny refren, lekko pachnący Asią. W dosyć podobnej do The Flame konwencji utrzymany jest Walk Away. Pogodny refren i naprawdę treściwe gitarowe popisy to jego zalety. Najkrótszy na albumie Misguided przynosi nam kawałek instrumentalnego progresywnego metalu. Ten progmetal gości zresztą w dwóch najdłuższych i najambitniejszych rzeczach na płycie - Corridors Of Power i Tomorrow Will Be Yesterday. Obie kilkunastominutowe przynoszą zmiany tempa, nastroju, operują muzycznym kontrastem przeplatając delikatność z ciężarem a do tego nie uciekają od ciekawych rozwiązań melodycznych. Powtórzę, bardzo udany, na swój sposób przebojowy - w progresywnej klasie - album. Miłośnicy gatunku powinni dać mu szansę.