"Solitary One" (4:08) "Crucify" (4:08) "Fear of Impending Hell" (5:25) "Honesty in Death" (4:08) "Theories from Another World" (5:02) "In This We Dwell" (3:55) "To the Darkness" (5:09) "Tragic Idol" (4:35) "Worth Fighting For" (4:12) "The Glorious End" (5:23)
Całkowity czas: 46:04
skład:
Nick Holmes - śpiew
Gregor Mackintosh - gitara prowadząca
Aaron Aedy - gitara rytmiczna
Steve Edmondson - gitara basowa
Adrian Erlandsson - sesyjnie perkusja
Valnoir – okładka
Jens Bögren – produkcja
Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
04.02.2014
(Recenzent)
Paradise Lost — Tragic Idol
Przez długi czas na Paradise Lost wieszano psy za ich nowe wymysły, znacznie odbiegające od tych klasycznych, metalowych. W ostatnich latach zespół zdaje sie podnosić z kolan. Po niezłych "In Requiem" i "Faith Divides Us - Death Unites Us" w 2012 wydali dobry, a nawet bardzo dobry krążek. Już od pierwszych taktów "Solitary One" słychać nową-starą jakość, ciężar, brak eksperymentów, klasyczne dla nich harmonie i melodie. Jak stwierdził sam Gregor Mackintosh:
"The [new CD was] again produced by Jens Bogren and is influenced by classic doom metal and classic metal. I would say it is more melodic than the last record whilst retaining the heaviness. There are lots of guitar solos and melodies."
Solówki i riffy wypełniają ten album po brzegi, gitary wiodą prym od pierwszej do ostatniej minuty. Utwory nie są zbyt długie (do 5min max), składają się głównie z niezłych refrenów, treściwych zwrotek, i masy gitarowego rzemiosła. Co najważniejsze, właściwie każdy utwór wpada od razu w ucho i zostaje w pamięci, głównie za sprawą refrenów. Nie licząc kilku drobnych momentów nie doświadczamy na "Tragic Idol" wypełniaczy, randomowo ułożonych riffów i bezpłciowych, powtarzalnych struktur. Najciekawiej wypadają wg. mnie ciężkie walce "Solitary One", "Fear Of Impending Hell", "Honesty In Death", szybki "Theories From Another World" i tytułowy, przebojowy "Tragic Idol".
Również w warstwie wokalnej jest solidnie. Zostawmy performance koncertowy na boku i skupmy się na studyjnym wydaniu. Nick łączy ciężar z melancholią, w jego głosie znowu słychać brud, złość i potęgę. A i melodyjne części wypadają bardzo dobrze. W 2012 roku wyszły także nowe płyty My Dying Bride, Tiamat, Katatonia, jednak to Paradise Lost nagrał zdecydowanie najciekawszą. Klasyczne, oldschoolowe, prawdziwie metalowe granie bez ściemy. Pozytywne zaskoczenie, mam nadzieję, że nie jednorazowe. 7.5