W końcu lat 90. Mike Oldfield postanowił wynagrodzić fanom długie oczekiwanie na kolejne płyty (od przejścia pod skrzydła Warnera wydawał nowe albumy co mniej więcej dwa lata). „Guitars” ukazała się dziewięć miesięcy po premierze „Tubular Bells III”, w maju 1998.
Jest to bodaj najbardziej eksperymentalna płyta Mike’a. Zgodnie z tytułem, w całości stworzona przy użyciu gitar: elektrycznych, akustycznych, klasycznych, basowych – do tego często przepuszczanych przez rozmaite zniekształcacze brzmienia, efekty i dodatkowe bajery (np. za pomocą gitar Oldield uaktywnia sample perkusyjnych padów). Są chwile, w których Mike chwyta za instrumenty akustyczne, proponując ładną, zwiewną melodię, bez specjalnego udziwniania i kombinowania („Muse”) albo z dodatkiem niby-dud („Out Of Ashes” – jakby wprost z „Ommadawn” czy „Hergest Ridge” – niespodziewanie wzbogacony wejściem gitar elektrycznych w połowie). Czasem takie akustyczne granie bywa obudowane różnymi samplami i nakładanymi na siebie partiami gitar elektrycznych – zarówno o czystym, jak i przesterowanym brzmieniu – do tego sama bazowa melodia ciekawie się rozwija, podlegając po drodze różnym ewolucjom („Cochise”, „Enigmatism”). Czasem bawi się różnymi, kontrolowanymi za pomocą gitar efektami elektronicznymi – jak w „Embers” czy „Summit Day”, gdzie różne gitarowo-elektroniczne „wiatry”, elektroniczne niby-pady perkusyjne i niby-syntezatorowe dźwięki stanowią tło dla niespiesznych gitarowych partii. Zdarza się, że tło wypełnia mocny, głęboki puls gitary basowej, stanowiący tło dla gitarowych szaleństw („Out Of Sight”). Czasem Mike używa elektronicznie modyfikowanych gitar, by tworzyć figury rytmiczne z niby-padów i uzupełniać je gitarowymi popisami („B.Blues). Do tego bawi się w kilkuczęściowe minisuity: „Four Winds” zaczyna się agresywnie, czadowo, by nagle przejść w łagodne gitarowe granie, płynnie przepływające we fragment ze wschodnim brzmieniem gitar i melodyką, osadzonymi na pulsującym rytmie padów, przechodzące z kolei w dynamiczny, jakby wyprowadzony wprost z filmu „Dobry, Zły i Brzydki” finał z miękkim, melodyjnym brzmieniem gitar. Mike lubi się pobawić kontrastami także w bardziej zwięzłych formach: „Ouf Of Mind” zaczyna się delikatną akustyczną partią, która nagle, po lekkich modyfikacjach, jest podchwycona przez ostro przesterowane gitary; po pewnym czasie dochodzi jeszcze mocno wybijany rytm z niby-padów, a na koniec znów pojawia się gitara akustyczna.
Niezwykle zakręcona, odjechana, eksperymentalna płyta nie była bynajmniej ostatnim dokonaniem Mike’a Oldfielda w latach 90. Mike otrzymał bowiem propozycję uświetnienia przełomu lat 1999/2000 uroczystym koncertem, w związku z czym postanowił przygotować specjalne widowisko multimedialne oraz nowy, premierowy album, stanowiący niejako podsumowanie pierwszych dwóch tysiącleci nowej ery. Co z tego wyszło? O tym za tydzień.