Przystanek Kanada odcinek XXXI: Szczęki życia (Jaws Of Life).
“Unplugged” powstawał w ciężkich, konfliktowych okolicznościach (cały koncert musiano powtórzyć, bo pierwsze podejście nie nadawało się do publikacji). Trudno się dziwić, że Neil Young postanowił odreagować. Po paru miesiącach odpoczynku, jesienią zaprosił znów do studia Crazy Horse. Sesje do kolejnej, już dwudziestej drugiej płyty studyjnej rozpoczęły się w listopadzie 1993.
Po stonowanych, kameralnych, nastrojowych albumach „Harvest Moon” i „Unplugged” Young postanowił znów pohałasować. Niejako na zasadzie sprzężenia zwrotnego – zainspirował się wykonawcami z nurtu grunge, którzy z kolei inspirowali się jego dawnymi nagraniami. Praca przebiegała w dużo bardziej kreatywnej atmosferze niż poprzednio i powoli miała się już ku końcowi, gdy na początku kwietnia 1994 świat obiegła wieść o samobójczej śmierci Kurta Cobaina… Lider Nirvany w pożegnalnym liście zacytował Youngowe „Lepiej się wypalić niż powoli wyblaknąć…” Neil, który bardzo szanował twórczość i osobę Kurta, przeżył szok. Przygnębienie Younga wywarło swój wpływ na końcówkę sesji i na ostateczne zmiksowanie albumu.
Gotowy album „Sleeps With Angels” niektórzy porównywali do płyt “Tonight’s The Night” i “On The Beach” – również powstałych po utracie kogoś bliskiego, ponurych, przytłaczających. Rzeczywiście, nie brakuje tu utworów minorowych, smutnych, malowanych wyjątkowo mrocznymi barwami. Taka była choćby kompozycja tytułowa – napisana pod wpływem tragicznej wieści o śmierci Cobaina, jednoznacznie osadzona w grunge’owej tradycji, surowa, chropowata. Takie było „Driveby” – nie tak surowa, ale nawet bardziej smutna ballada, opowiadająca o dziewczynie – przypadkowej ofierze ulicznej strzelaniny.
Ale „Sleeps With Angels” dość wyraźnie różni się od wymienionych płyt Neila i Crazy Horse. Jest albumem niezwykle eklektycznym, łączącym w sobie wiele różnych stylów, szeroką gamę nastrojów i klimatów. Nie brakuje tu przecież utworów bardziej optymistycznych, cieplejszych: taka jest otwierająca całość ballada, zbudowana głównie na ciepło pobrzękującym pianinie honky-tonk, i jej bliźniacza siostra, wieńcząca całość efektowną klamrą „A Dream That Can Last”. „Piece Of Crap”, jednoznacznie punkowe, proste, hałaśliwe, Neil i jego czeredka zagrali z dość wyraźnym przymrużeniem oka. W dynamicznej, zgrabnej rockowej piosence „Prime Of Life” Neil ubarwia gitarowe riffowanie partiami fletu – jak na razie, jedyny raz w swej karierze. Nie brakuje tutaj też – typowych wszak dla Neila – wycieczek na tereny nieco country’owe. Do jednego utworu Neil napisał dwa zupełnie różne teksty, a nie mogąc się zdecydować, który jest tym lepszym, nagrał i wydał ostatecznie oba – „Western Hero” i „Train Of Love”. W podobnym klimacie lokuje się nostalgiczny „Trans Am”. „Blue Eden” – też novum: utwór podpisany przez całą czwórkę – to osadzona gdzieś w bluesie, „nocna”, tajemnicza, leniwie snująca się ballada z ciekawie podkreślającymi nastrój partiami gitary basowej. Jest jeszcze przyjemnie rockujący „Safeway Cart” i… właśnie – kluczowy utwór płyty, „Change Your Mind”. Kolejna porcja długiego (kwadrans!), płynącego swobodnie, niespiesznie, bez ograniczeń, gitarowego Youngowego grania. Z optymistycznym, ciepłym tekstem. Z należytą porcją gitarowych sprzęgów, ale i ciepłej, nastrojowej melodyki. Z fajnie uzupełniającymi refren chórkami całego Crazy Horse… Pięknie grają.
Wydane latem 1994 „Sleeps With Angels”, jak również i singlową wersję „Change Your Mind”, przyjęto ciepło. Grunge’owa publiczność zaakceptowała prawie pięćdziesięcioletniego już Neila jak swojego rówieśnika. Zresztą nie tylko publiczność – także muzycy spod znaku Seattle. O czym więcej w odcinku XXXII: Mój dom jest twym domem (Mi casa su casa).