A to zdecydowanie najdziwniejsza pozycja w dorobku OMD. Zdecydowanie eksperymentalna, chwilami wręcz ostentacyjnie amelodyjna, nastawiająca się na brzmieniowe poszukiwania i dźwiękowe kolaże. Typowych dla zespołu ciepłych, przebojowych, melodyjnych piosenek jest tu niewiele. A i im dość daleko do pastelowej chwytliwości choćby „Joan Of Arc (Maid Of Orleans)”. Trudno się więc dziwić, że nie wykrojono z tej płyty singlowych przebojów (na składanki z reguły trafia jedno jedyne "Genetic Engineering").
Lata 80. to był dziwny czas. W sporej mierze dlatego, że świat znalazł się tak blisko nuklearnej zagłady, jak blisko nie był od początku lat 60. (a przynajmniej tak się przez pewien czas zdawało). Do tego konflikty zbrojne w różnych częściach świata (Ameryka Środkowa, Falklandy, Afganistan, Bliski Wschód…) i coraz bardziej narastające antyrosyjskie sentymenty w krajach Bloku Wschodniego… To wszystko musiało znaleźć odbicie także w kulturze popularnej. Nawet Alphaville w swoim sztandarowym przeboju pytali: to zrzucicie w końcu tą bombę, czy nie?… McCluskeyowi i Humphreysowi antywojenne nastroje nie były obce (dość przypomnieć „Enola Gay”). Tym razem postanowili stworzyć płytę niejako podsumowującą nastroje roku 1983. Powstał album ponury, dysonansowy, tajemniczy, eksperymentalny. I po prawie trzech dekadach – nadal intrygujący i wciągający.
Co mamy na „Dazzle Ships”? Kolaże fragmentów audycji radiowych z różnych części świata, z naciskiem na Blok Wschodni („Radio Prague” i „Time Zones”). “Genetic Engineering” opiera się na wyeksponowanym, mechanicznym rytmie i ostrych, “ciętych” dźwiękach syntezatorów. Amelodyjnie, odjazdowo wypada „ABC Auto-Industry”, w którym dominują głosy – tak przepuszczane przez vocoder, jak i czyste, nakładane na siebie, z towarzyszeniem dość ograniczonego podkładu muzycznego. Do tego kolażowy, eksperymentalny „This Is Helena” czy „Dazzle Ships Part II III VII” – przedziwny zlepek różnych efektów dźwiękowych, melotronowych „mgiełek” i przetworzonych, nieczytelnych głosów. Gdzieś między eksperymentami a melodyjnymi utworami lokuje się zbudowany na głębokim, basowym, niespiesznym pulsie syntezatora i oszczędnym podkładzie „International”. Najbliżej klasycznego stylu OMD lokuje się może „Telegraph”, ładnie się rozwijająca „The Romance Of The Telescope” i „Silent Running”. Do tego dynamiczna, przebojowa „Radio Waves”.
Dziwna, odjechana płyta, zdecydowanie najdziwniejsza w dorobku Orchestral Manoeuvres In The Dark. Jak napisał parę tygodni temu Wojtek: zdecydowanie nie karnawałowa, bardziej na Wielki Post. Choć pierwotnie krytycy album zmiażdżyli - obecnie recenzje są wyraźnie cieplejsze. Trudno uniknąć analogii do Radiohead, wydającego po wielkim "OK Computer" płytę "Kid A" - równie dziwną, równie eksperymentalną, równie odjechaną, równie trudną w odbiorze.