Wydany we wrześniu 2002 roku album Year Zero to chyba najbardziej ambitne i zarazem najbardziej kontrowersyjne dzieło formacji Stuarta Nicholsona. Na wcześniejszym krążku, Following Ghosts, artyści odważnie odeszli od tradycyjnie pojmowanej formuły rocka progresywnego, nadając jej bardziej nowoczesny wymiar, choćby poprzez śmiałe używanie elektroniki i mieszanie jej z mocno już zastałą formą. Krążek, na czele z magicznym Bug Eye, odniósł artystyczny sukces i – wydaje się – zachęcił muzyków do pogłębiania swoich poszukiwań w tym kierunku. Efektem tego był Year Zero – album wzbudzający mieszane uczucia także i u naszych artrockowych recenzentów.
Jak spojrzeć dziś – w dziesiątą rocznicę powstania - na ten krążek? Cóż, to niewątpliwie rzecz iskrząca bogactwem aranżacyjnych pomysłów i licznymi odniesieniami do muzyki elektronicznej, klasycznej, jazzu, tradycyjnego rocka, czy wreszcie szeroko rozumianej muzyki popularnej. Niezwykle reprezentatywnym w tym kontekście dla całej płyty jest dziesięciominutowy Democracy. Eksperymentalny (to chyba zresztą najlepszy przymiotnik charakteryzujący ten album), mieszczący w sobie i brudną przesterowaną gitarę, odhumanizowany bit, silne inspiracje el-muzyką i wreszcie dalekowschodnie klimaty! Niezły misz masz. A to nie wszystko. Bo na Year Zero posłuchamy jeszcze partii fletu i saksofonu (A Deeper Understanding?), jazzowych zagrywek (The Jazz Suite), kościelnych organów (World Watching) i chóralnego finału w kończącym Postscript – Perspective. Żeby było ciekawiej, w Take A Deep Breath And Hold On Tight możemy wysłuchać śpiewającego tu gościnnie Johna Wettona. Mimo tego tradycyjnej, piosenkowej formy jest tu niewiele. Do tej może aspirować balladowa i przystępna The September Suit. Bo całość zdominowana jest przez eksperymentalne poszukiwania oparte o nowoczesną elektronikę. Brakuje tu niewątpliwie tego, z czego twórczość Galahadu do tej pory słynęła. Kapitalnych, patetycznych uniesień podlanych świetną melodią. Ta ograniczona przystępność materiału skutkowała oskarżeniami o przerost formy nad treścią, bądź nazywaniem Year Zero muzycznym bełkotem. Nie da się ukryć, że taki album był z pewnością zespołowi potrzebny. Już 4 lata później muzycy wydali znakomity Empire Never Last wykorzystujący doświadczenia z Year Zero. Zresztą Battle Scars i Beyond The Realms Of Euphoria nie są od nich wolne.
Year Zero - 10th Anniversary Expanded Edition, wydane w ładnym digipacku, zostało wzbogacone o dodatkowy krążek. Po raz kolejny muzycy postanowili przewietrzyć swoje przebogate archiwa i upublicznić materiał koncertowy zarejestrowany 19 października 2002 roku. Słyszymy na nim niemalże cały album Year Zero i bis w postaci Richelieu’s Prayer. Rzecz zrzucona na płytę „prosto ze stołu” ma bootlegową jakość (tekturowa perkusja i kontrastujące z nią bardzo selektywnie brzmiące partie klawiszowe) i niewątpliwie nie stwarza wielkiego komfortu w słuchaniu tej mocno wyrafinowanej muzycznie propozycji. Decydującą rolę w tym wypadku odgrywają z pewnością walory archiwalne i koneserskie.