Troszkę zapomnieliśmy o recenzji tego, wydanego parę miesięcy temu, albumu. A szkoda, bo to rzecz warta zauważenia i być może nawet docenienia w tegorocznych płytowych podsumowaniach. Przypomnijmy szybko, gwoli pewnego porządku, że Flying Colors to kolejny projekt (supergrupa?), w którym palce macza były perkusista Dream Theater, wszędobylski Mike Portnoy, a towarzyszą mu, równie „zabiegany muzycznie” Neal Morse (ex-Spock’s Beard, Transatlantic), gitarzysta Deep Purple Steve Morse, znany z Dixie Dregs Dave LaRue i najmniej chyba rozpoznawalny z tej ekipy, wokalista Casey McPherson (Alpha Rev, Endochine).
Jaki jest efekt wspólnej pracy tych osobowości? Bardzo sympatyczny. Tak, to chyba najlepsze słowo obrazujące tę muzykę. Muzykę nagraną i zagraną na luzie, bez większej spinki i kombinowania. Flying Colors tworzy bowiem 10 dosyć zwartych, kilkuminutowych numerów i jeden dłuższy, ponad 12-minutowy kawałek. I tylko w wypadku tego ostatniego – zatytułowanego Infinite Fire – możemy mówić o progresywnym graniu, do którego wszak skłaniają niektóre wymienione przeze mnie wyżej nazwiska. To w istocie rzecz w Transatlanticowym stylu, nietrzymająca wszak poziomu The Whirlwind - ostatniego studyjnego dokonania formacji.
Zdecydowanie lepiej prezentują się wspomniane krótsze formy. Mające dobre melodie, przebojowy, chwilami wręcz popowy (!!) potencjał, świetnie zagrane i co najważniejsze - różnorodne. Całość zaczyna niezwykle udany Blue Ocean, z nośnym refrenem. Już w nim słychać silne odniesienia do solowej twórczości Neala Morse’a i The Beatles, których i później nie brakuje. Klimat muzy Wielkiej Czwórki poczujemy jeszcze ewidentnie w Love Is What I’m Waiting For i w zaśpiewanym przez Portnoya Fool In My Heart. Podobnie ciepłe wrażenie robią przebojowe Kayla (z motywem gitary w „bardowskim” stylu) i The Storm. Podobać może się, troszkę zbyt słodkawy, balladowy Everything Changes z udanym gitarowym solo, smyczkowym podkładem i symfonicznym zwieńczeniem oraz utrzymany także w balladowej konwencji Better Than Walking. Czy oznacza to, że Flying Colors brakuje żaru? Nie. Całość ożywia bowiem mocny, rockowy i przesterowany Shoulda Coulda Woulda, rozpędzony i delikatnie Muse’owy All Falls Down, bądź wreszcie oparty na wyrazistej figurze basowej, funkujący Forever In A Daze. A nie można zapomnieć o pojawiających się to tu, to tam bluesrockowych wtrętach (solo w Fool In My Heart). Przyjemna płytka, w zasadzie na każdą okazję.