Ćwiara minęłaTM AD 1987. A zarazem płyta rocznicowa.
Równo trzydzieści lat temu, 19 marca 1982, w katastrofie małej awionetki zginął Randy Rhoads. Choć bał się latać – uległ namowom pilota i zgodził się na lot. Niestety, pilot nieco przeholował, zahaczył skrzydłem o zespołowy autobus… Trzy lata wcześniej Rhoads, wtedy gitarzysta Quiet Riot, po namowach znajomych, zgodził się wziąć udział w przesłuchaniach kandydatów do właśnie formowanego zespołu Ozzy’ego Osbourne’a. Ozzy był kompletnie nawalony i przysypiał, gdy Randy się stroił i grał – ale mimo wszystko, styl i wirtuozeria Rhoadsa zrobiły na nim ogromne wrażenie. Randy polecił na swoje miejsce w Quiet Riot swojego dobrego znajomego – i machina ruszyła.
Ozzy zagwarantował nowemu nabytkowi więcej swobody twórczej niż Rhoads miał w Quiet Riot; płyta „Blizzard Of Ozz” okazała się bardzo udana, spotkała się też z ciepłym przyjęciem krytyków i publiczności. Trasa koncertowa była sukcesem i artystycznym, i komercyjnym, ciepło przyjęto też kolejny „Diary Of A Madman”. Ale Rhoads mimo wszystko czuł się nieco ograniczony w zespole Ozzy’ego. Choć jego zdolności instrumentalne zwróciły na siebie uwagę zachwyconych recenzentów, postanowił na pewien czas zawiesić karierę muzyka rockowego i studiować grę na gitarze klasycznej. Ozzy zdecydował, że koncerty z Rhoadsem udokumentuje album live. I wtedy przyszedł fatalny 19 marca, załamany Ozzy chciał w pierwszej chwili całkowicie porzucić życie muzyka rockowego, a wydanie albumu koncertowego z Randym odłożono na bliżej nieokreślony czas. Ponieważ wytwórnia mimo wszystko nalegała na wydanie albumu live, ukazał się nagrany z gitarzystą Bradem Gillisem „Speak Of The Devil” – płyta całkiem dobra, ale przez Osbourne’a znienawidzona. Album koncertowy z Randym Rhoadsem ukazał się w piątą rocznicę tragedii.
Płytę „Tribute” wypełniły głównie nagrania z „Blizzard Of Ozz” (mamy tu prawie całość tego albumu), parę klasyków Sabbathu i dwa utwory z „Diary Of A Madman”. Wszystkie nagrania wypadają bardziej dynamicznie, bardziej czadowo niż w wersjach studyjnych: czuć w nich świeżość grania, czuć radość z bycia na scenie. Słychać też w nich, jak wielką stratę poniósł świat muzyki, gdy zginął Rhoads: jego solówki, riffy, podkłady pełne są różnych smaczków, pełne energii, pełne drapieżności. Choćby przeboje – „Crazy Train”, „Mr.Crowley”, „Paranoid”, „Iron Man”. Niesamowicie wypada rozbudowana solówka w „Suicide Solution” (wspomnijmy też, że swoje okienko na solowy popis ma perkusista – w „Steal Away (The Night)”). Potrafi też znakomicie wpasować się w balladę – „Goodbye To Romance” przebija lirycznością i klimatem wersję studyjną. W utworach Sabbs Rhoads prezentuje własne, bliższe nowoczesnego metalu niż stylu Iommiego podejście do partii gitarowych, współtworząc bardzo ciekawe, odmienne wersje tych utworów. Na koniec jest studyjna ciekawostka – „Dee”. Jest to zebrane w jednym nagraniu kilka różnych podejść Rhoadsa do gitarowej miniaturki znanej z albumu „Blizzard Of Ozz”.
Niesamowita to płyta. Pełna czadu, pełna energii, pełna radości z grania. Muzyków wyraźnie napędza (dobrze słyszalny) entuzjazm publiczności, której w podziękowaniu rzucają na pożarcie kolejne świetne, dynamiczne, błyskotliwie zagrane utwory, czy to Ozzy’ego solo, czy też Sabbathów. I cholerna szkoda, że już nigdy więcej Rhoads nie wyszedł na scenę, czy to z Ozzym, czy z kimkolwiek innym. Wielka strata dla muzyki. Pozostała świetna płyta koncertowa wydana dla upamiętnienia tragicznie zmarłego, wybitnego muzyka.