Oldfield po raz trzeci zastosował tą samą formułę i po raz trzeci mu się udało. Po raz trzeci na płycie znalazła się jedna kompozycja, podzielona na dwie części. I nie była to po raz pierwszy płyta całkiem instrumentalna (oczywiście jeśli nie liczyć gadułki Viva Stanshalla na pierwszej i porykiwań Oldfielda na drugiej). Finał drugiej części "Ommadawn" to normalna piosenka(*), która nawet na singlu wyszła pt. "On Horseback" (czyli "Na oklep"). Ale nie tylko to wyróżnia ten album spośród pozostałych – przede wszystkim zawiera nieco inną muzykę. Oldfield skręcił nieco w stronę folku i zaproponował coś mniej skomplikowanego i szybciej wpadającego w ucho niż poprzednio. Może był to nieco ryzykowny pomysł, ale na pewno wyszło mu to na zdrowie, bo "Ommadawn" to taka bardzo wesoła, bezpretensjonalna i bezpośrednia kompozycja, bardzo przyjazna słuchaczowi - bez koturnów, patosu, jakiegoś większego rozmachu. Oczywiście trwa to ponad pół godziny i trudno nazwać to wzorcem muzycznej powściągliwości.
"Hergest Ridge", które było powieleniem formuły zastosowanej na "Tubular Bells" na pewno nie było lepsze niż debiut. Na pewno nie było też zauważalnie gorsze, a technicznie jest nawet lepsze niż Dzwony. Jednak Oldfield słusznie zauważył, że jednak coś trzeba zmienić. Skupił się bardziej na muzyce, a jej forma stał się dla niego rzeczą już nie tak ważną niż wcześniej. Oczywiście nie poszedł w żadne ekstremum - "Ommadawn" żadnym garażem nie jest. I co warte podkreślenia - po raz pierwszy znaczącą rolę odgrywają syntezatory. Na poprzednich płytach artysta preferował raczej naturalne brzmienia instrumentów klawiszowych, tym razem "poszedł" w elektronikę - i to tutaj zdecydowanie słychać, chociaż to i tak dużo bardziej kameralny krążek niż dwa poprzednie. Oprócz tego, Oldfieldowi udało się skomponować trochę bardzo dobrej muzyki i efekt połączenia jednego z drugim był naprawdę bardzo udany. Jeśli na "Hergest Ridge" już lekko zaczynało brakować świeżości, to "Ommadawn" oddycha pełną piersią.
(*)Czasami na niektórych wydaniach była ona wyróżniana na okładce osobno. Na wczesnych wersjach CD na okładce już jej nie wyróżniano, ale był osobny indeks, tak, że wyświetlało się trzy utwory. Obecnie stała się integralną częścią "Ommadawn Part Two".