Artrockowy oddział Polskiego Związku Kynologicznego zaprasza na kolejny odcinek cyklu o pudlach, czyli
Poważna muzyka w niepoważnym opakowaniu.
- No co, już ci chyba przeszło? – zagaiła Tośka.
- Co mi przeszło?
- Niemoc twórcza, bo dobrych dwóch miesięcy nic, a tu kilka dni temu nagle - bęc! Recenzja. Czyli jest może jakaś szansa, że coś napiszesz? Albo nawet razem coś napiszemy?
- To było zadanie domowe, na zadany temat.
- Może, ale nowego Lebowskiego i tak byś napisał, najwyżej z miesiąc później. Za bardzo ich lubisz, żeby im odpuścić.
- Mniejsza o Lebowskiego. Jak już się tu kręcisz, to pewnie coś ogarniemy?
- Eden - zawyrokowała Tośka
- Też tak myślałem - pokiwałem głową - Słuchamy ich już ze trzy lata i chyba z rok temu mieliśmy coś o nich napisać.
- No właśnie. Żeby ci było łatwiej, wybrałam temat, który mamy już od dawna przedyskutowany. Teraz to trzeba zebrać do kupy i przetworzyć w słowo pisane.
- Dokładnie. Po pierwsze...
- "Jak to się stało, że nie zagrało" - wpadła mi w słowo Tośka
- Właśnie. Teoretycznie jest to pytanie retoryczne, ale spokojnie możemy na nie spróbować odpowiedzieć. Single są, prawda? Dwa, co najmniej - "Panic in The City" i "Sealed with A Kiss". Słabsze rockowe numery panoszyły się w górnych rejonach list przebojów. Czyli było czym gonić po hit-pradach. Ale nie było o czym gonić. Bo to tak – Eden to w zasadzie spin-off od innej równie "znanej" amerykańskiej kapeli hard'n'heavy August Redmoon. Znasz? Bo ja nie. Właśnie. No i po kilku latach takiego szarpania się, zmian nazwy, grupa wreszcie dorobiła się płyty, co ciekawe dla dość rozpoznawalnej wytwórni, bo dla Enigmy, która już wtedy Slayera wydawała. Ale widocznie firma poskąpiła kasy na lepszą promocję, bo płyta nie zaistniała. Nawet chyba żadnego klipu nie było, bo na jutubie nie znalazłem . A szkoda, mieli album, który mógł mocno namieszać.
Słuchając tej muzyki i patrząc na zdjęcia muzyków doznajemy pewnego dysonansu poznawczego, bo to jakby to powiedział Mistrz Wańkowicz - Suknia Ezawa, ale za to głos Jakuba.
- U Wańkowicza było odwrotnie – sprostowała mnie Tośka
- Tak, ale w tym przypadku pasuje właśnie tak jak napisałem. Bo wyglądali jak typowe pudel metalowe amerykańskie małpy, ale za to grzali...
- Może odpuść sobie ten termin "grzali", bo to się nieco nieodpowiednio kojarzy. Na pewno nie napędzali się tylko herbatą i wodą mineralną, ale nie bądźmy tacy dosłowni.
- Okej, niech będzie łoili. Albo łomotali.
- To z wódą, a to z seksem – Tośce znowu coś nie pasowało.
- Nie bądź taka upierdliwie drobiazgowa. Dobra, jak na amerykańskich metali o pudlowatym image'u grali bardzo po europejsku, bardzo metalowo, bez żadnego słodzenia i konkretnym wykopem. Ze względu na wokal, to nieco łagodniejszy Accept przypominali i to ten z lepszych czasów – Jajami o Ścianę, "Restless And Wild", „Breaker”. Na amerykańskie pochodzenie materiału wskazywałyby tylko te ewentualne single, które wcześniej wymieniłem. A i one wcale nie są na siłę przebojowe, tylko takie fajnie wpadające w ucho rockery z chwytliwymi melodiami. Poza tym zalet ta płyta ma całą masę – dobre riffy, dobre melodie, dobry wokalista, wszystkie utwory co najmniej dobre, a większość, jeśli nawet nie wszystkie, bardzo dobrych, mocne, równe tempo. Na pewno nie jest mimo wszystko jakieś metalowe mistrzostwo świata, ale jest to zajebiaszczo atrakcyjny kawałek metalu. Lepszy album, niż na przykład święcące wtedy triumfy w USA krążki Ratt, WASP, Motley Crue, czy Quiet Riot, a nawet i Kiss. Eden to byli mocni zawodnicy i szkoda, że ich płyta padła. Próbowali potem jeszcze walczyć, dwa lata później nagrali demo z kilkoma nagraniami (są na remajstrze), nawet momentami jeszcze lepszymi niż te z debiutu, ale chyba nikogo nie zainteresowali. Znowu zmienili nazwę na August Redmmoon (skład też, bo z dawnego Edena ostała się tylko sekcja) i tak się kołaczą do teraz. A nawet udało im się nagrać właśnie jako August Redmoon pierwszą dużą płytę trzy lata temu. Bagatela, po prawie 35 latach działalności.
- "Panic in the City" – zawyła Tośka.
Na takie dictum nie zostało nic innego, niż odpalić Edenów po raz kolejny.